piątek, 19 lutego 2016

Zima w moim sercu; Rozdział III

W poniedziałek wróciłam do nauki, tak jak zawsze. Padało cały weekend. Postanowiłam odpuścić – co ma być, to będzie. Muszę po prostu mniej myśleć. Aby je zabić, poszłam do szkoły, rozmawiałam z innymi. Byłam sobą, ale tą lepszą wersją, tą którą widzieli wszyscy. Nikt poza Jimn'em i SooYou (no i SongMin) nie znał tej drugiej, z którą muszę ciągle walczyć; nie lubię pokazywać reszcie świata moich łez. Nie chodzi mi o Seulczyków, oni mnie nie znają, jak wspominałam już kiedyś, mają mnie i moje istnienie w dupie. Tu, wszyscy od razu zaczęliby się nade mną trząść, powodując mój płacz. Takie coś mi uświadamiało, że jestem aż taka żałosna, że oni chcą mi pomóc. No nic, trzeba żyć dalej. Zobaczyłam moją przyjaciółkę, SooYoung. Niby nie dziwne, ale ona... Rozmawiała z SongMin, w szatni. Dziewczyny nie wymieniły zdania od naszej kłótni. Szeroko się uśmiechnęłam. Może wreszcie zakończymy te głupie spory? Przyglądałam się im z pewnego dystansu, ale tak, że słyszałam pięć przez dziesięć. Gdy wreszcie zdobyłam się na odwagę, podeszłam do nich.

- SongMin, to nie miejsce na takie rozmowy. – upomniała ją SooYou. – A poza, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zraniłaś nie tylko mnie, ale także HyeRi. – powiedziała pełna pogardy, tak, pogardy – Wiesz ile Unnie przez ciebie płakała?
- CHOI SOOYOUNG! – krzyknęła – A myślisz, że ja nie płakałam? – nie mogłam już tego słuchać, one znów się kłócą i to przeze mnie.
- Dziewczyny! – teraz to ja podniosłam głos. Rzadko to robiłam, no ale czasem trzeba. – O co tym razem wam poszło? – zapytałam retorycznie, już spokojnym, zimnym i opanowanym tonem. Tym, który nazywano „zimą" – Znowu nie umiecie ze sobą porozmawiać normalnie?
- Unnie, to nie tak... - zaczęła tłumaczyć sytuację Minnie.
- A jak? – kolejne pytanie z moich ust. – Dlaczego nie umiemy się pogodzić?... – zapadła cisza. – To jakiś pieprzony error. – znów nic nie mówiły. Jedynie SongMin zaszkliły się oczy. To ona zawsze pierwsza płakała. – I żadna nic nie powie?...
- Mam jej dość. Irytuje mnie, najpierw mówi nam obu, że nie chce nas znać, a teraz ma czelność rozdrapywać nasze rany! – uniosła się nasza manknae, SooYou. – Pamiętasz, co ci wtedy powiedziała, Unnie? Jasne, że tak. Widać, to po tobie, co prawda tylko minimalnie, ale widać, że jeszcze cierpisz. A ty – rzuciła ze złością w stronę SongMin – Co próbujesz osiągnąć? Może i Hyeri ci po części wybaczyła, ale ja nie zamierzam. I co z tego, że minęły dwa lata, to i tak krótko. Nie wiem, jak można być aż tak głupim, samolubnym i dziecinnym! Jesteś żałosna, zobaczyłaś, że Hye jest bardziej lubiana niż ty, więc musiałaś się zrehabilitować! A w dodatku myślałaś tylko o sobie, nie tyle co nie o mnie, to bym przeżyła, ale jak mogłaś tak skrzywdzić Hyeri?! Wiedziałaś, że cię kocha, że jesteś jej oczkiem w głowie, jej małym słoneczkiem, a mimo to totalnie to zlałaś! Mam cię dość, nigdy ci tego nie wybaczę, rozumiesz?! To koniec, nie pisz, nie dzwoń nigdy więcej. – krzyknęła i pobiegła w stronę wyjścia. SongMin płakała, a ja stałam bezradnie. W ułamku sekundy podjęłam decyzję. Nie pobiegnę ani za SooYoung ani nie zostanę tutaj. Stwierdziłam też, że wyjdę bocznym wyjściem. Zostawiam obie, jestem zdania, że wszystkie potrzebujemy samotności. Napisałam tylko do obu, aby nie robiły nic głupiego. Teraz chyba moja kolej, aby pozwolic emocjom wypłynąć z mojego ciała. Szłam jakieś 15 minut. Zatrzymałam się dopiero na „odludziu", czyli miejscu, w które chodziły samotne dusze, miejsce nastolatków, ukrywane przed nauczycielami. Przysiadłam na ławce, spojrzałam na moje dłonie; były małe, białe, mam długie paznokcie. Pf... o czym ja myślę. Nagle ktoś się przysiadł.
- Dlaczego tu jesteś? – zapytał... NamJoon?...
- A ty? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie ładnie tak, nie wypada. – prychnął. – A ja miałem cię za poważną, rozgarniętą i inteligentną młoda damę. – spojrzałam na niego jak na idiotę z uniesioną brwią. Czego on się nawąchał? Ktoś w ogóle używa takiego słownictwa? (w sumie ja, ale jestem skomplikowana, to tak, jakbym jeździła sama po sobie, mnie nie zrozumiesz) – A tak na serio, to dlaczego tu jesteś?
Zawahałam się. Powiedzieć mu, czy lepiej nie?...
- No, nie każ się ciągnąć za język. Widzę, że coś jest na rzeczy. – powiedział – Zazwyczaj jesteś taka miła, wesoła. Więc?...
- Moja najlepsza przyjaciółka pokłóciła się z naszą byłą najlepszą przyjaciółką. – wyznałam – SooYou uciekła, tak jak ja, a Minnie, nawet nie wiem co robi. Nienawidzę tracić kontroli nad sytuacją, wiesz?
- Zdążyłam zauważyć. A tak poza, SooYoung jest bezpieczna, jest z Jimin'em, widziałem ich. SongMin zaś z JeongGuk'iem. Dziewczyny to sobie umieją znaleźć pocieszenie, czyż nie? A ty, zamiast wykorzystać jakiegoś frajera, jesteś tutaj i użalasz się nad sobą w samotności. No, w sumie ja za tobą poszedłem, jestem taki jak Jimin i JeongGuk. Ale się wkopałem, matko. – oznajmił.
Zapadła cisza, nie wiedziałam po co on za mną w ogóle szedł. Nawet nie mrugnęłam, a mój „wybawiciel" przycisnął mnie do siebie. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, co zrobić. Delikatnie odwzajemniłam uścisk. Dalej byłam w szoku i dam sobie rękę uciąć, że rumienię się jak nienormalna. Gdy oderwaliśmy się od siebie, moja twarz była jeszcze bardziej czerwona; piekła mnie. Namjoon uważnie mi się przyglądał. Niby nic, ale fakt, że z cwaniackim uśmieszkiem był... ugh...
- Czyżbyś się zarumieniła, Panno Idealna? A to w dodatku przeze mnie? – ja go zaraz zabiję. Po co ja w ogóle z nim rozmawiałam?! – Ups... zezłościłem cię?... Przepraszam, księżniczko.
- Jeszcze sekunda a naprawdę się zezłoszczę! – pisnęłam. Kurde, miałam mówić podniesionym głosem. Ten tylko się zaśmiał, po czym wstał z ławki.
Może pójdziemy na spacer? – zapytał śpiewnym tonem. Wyciągnął do mnie rękę; przyjęłam ją. – A więc, gdzie teraz?