poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Do you remember? ♣ Lee Jongsuk, Han Hyojoo

Rozejrzałam się nerwowo po pokoju. Fotel, stolik, stos papierów, szafa i biurko. Wszystko w utopijnej bieli. Wzdrygnęłam się, ale musiałam być silna. No, Hyojoo, to twoja ostatnia szansa. Inaczej zwariujesz na dobre - myślałam.
- Dzień dobry, jak mniemam, pani Han? - Gdy przytaknęłam, kazał mi usiąść na fotelu i zamknąć oczy. - A teraz jest pani w miejscu, w którym była pani najszczęśliwsza. Co tam jest?
Przed moimi oczami pojawiło się mieszkanie moje i Jongsuka. Byliśmy w kuchni, gotując coś.
- Jestem z moim byłym chłopakiem w naszym niegdyś wspólnym mieszkaniu - odpowiedziałam powoli.
- I co się dzieje? - Zadał kolejne pytanie.
- Hej, ty! - Krzyknęłam, gdy wsadził mi w usta kawałek wołowiny. - Mniam, ale dobre... - Rozmarzyłam się.
- No i co? A tak wątpiłaś w moje umiejętności... Aż mi się serce kraja! - Teatralnie położył dłoń na sercu, wzdychając. 
- Przepraszam? - Wyszczerzyłam się. - Od dzisiaj ty gotujesz, skarbie!
Odpowiedział mi jego perlisty śmiech, którego mogłabym słuchać całe życie. Zajadaliśmy się jego potrawami, co chwila żartując.
- A więc twój chłopak budował twoje szczęście? - Zapytał, chyba retoryczne.
- Byliśmy dla siebie idealni - powiedziałam. - Wiem, że pewnie każda pacjentka z takim problemem tak mówi, ale ja i Jongsuk...
- Hej, Hyo - zagaił. - Wszystko w porządku? Źle wyglądasz.
- Dzięki, naprawdę dobrze to słyszeć - mruknęłam, dalej wpatrując się w płatki śniegu wirujące za oknem. Otarłam kilka łez, które płynęły.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli. Co się dzieje? Dlaczego nic mi nie mówisz? - Zadał kolejne pytania, a ja nijak potrafiłam na nie odpowiedzieć.
- Nic, Jongsuk - odparłam, nawet na niego nie patrząc.
- W takim razie - westchnął - przestań płakać przez "nic" i chodź - wyciągnął do mnie ręce, jednak pozostałam niewzruszona.
Nie spodobało mu się to. Spodziewałam się, że odejdzie. Tak się jednak nie stało. Przytulił się do mnie, po czym dmuchnął mi szyję. Wiedział, że mam tam łaskotki, więc to wykorzystał. Zaśmiałam się.
- Chodź, trzeba pozbyć się tego małego "niczego" - pocałował mój policzek. - Na "nic" najlepsze są spacery.
- Czyli był przy pani zawsze - stwierdził. - Czy miał jakieś wady? W końcu też jest człowiekiem.
- Oczywiście, że miał, jak każdy.
Był zestresowany i pewnie zirytowany. Na ogół spokojny i opanowany, dzisiaj miał zły dzień. Zarządzanie firmą nie należało do najłatwiejszych zajęć, jednak dla niego to było bardzo ważne. Siedział na kanapie w salonie, nerwowo skubiąc swoją wargę.
- Hej, wszystko dobrze? - Zapytałam.
- A czy wyglądam, jakby było? - Warknął, a ja zauważyłam, że ma rozwaloną wargę, z której sączyła się krew. Podeszłam z chusteczką i usiadłam obok niego.
- Mogę?
Mruknął coś, a ja przyłożyłam ją najdelikatniej, jak potrafiłam. Do oczu napłynęły mi łzy. On zawsze sprawiał, że wracał mi humor, a ja nie potrafiłam zrobić niczego pożytecznego. Powoli zaczęły wypływać, a on spanikował.
- Hyojoo, dlaczego...? To przeze mnie, prawda?
- Nie - zaprzeczyłam. - Ja jestem po prostu bezużyteczna. Nie umiem ci pomóc, ja do niczego się nie nadaję. Tu jesteś prezesem firmy, a ja zwykłą kwiaciarką... Powinieneś mieć kogoś lepszego niż ja.
Otworzył szeroki oczy, a następnie mnie objął. To on miał zły dzień, a jednak to ja płakałam w jego ramionach. Uniósł mój podbródek i delikatnie pocałował.
- Nigdy więcej tak nie mów - jego głos był stanowczy. - Czy tlen jest bezużyteczny? Nie jest, doskonale o tym wiesz. A ty jesteś moim tlenem, Joo - odgarnął z mojej twarzy niesforny kosmyk brązowych włosów. - Mi wystarczy tylko bycie z tobą, aby było lepiej. Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem.
- Czasami bywał nerwowy przez pracę, ale to wszystko. Zawsze sobie z tym radziliśmy - byłam pewna swojej wypowiedzi.
- Na pewno? - Dopytywał. Gdy ponownie potwierdziłam, westchnął. - W takim razie co dobrego was spotkało? Albo, może lepiej: jak się poznaliście?
Pewna zima była okropna. Zamiast mojego ulubionego, białego puchu padał deszcz, który również lubiłam, ale wiosną i latem. Wracałam z zajęć, byłam wtedy studentką. Jak to ja, zapomniałam parasola, a okropnie się rozpadało? Zaczęłam przeklinać pod nosem, ale nagle deszcz jakby przestał padać. Miałam nad głową parasolkę.
- Jak to możliwe, że taka piękna dziewczyna brudzi usta takim językiem? – Zagaił. – To seksowne – zaśmiał się.
Wpatrywałam się w niego, a on jedynie się uśmiechał. Nadal trzymał nade mną parasol, przez co sam moknął.
- Będziemy tak stać? – Zapytałam niepewnie.
- Nie, mam zamiar cię odprowadzić. Nie chcę, abyś zmokła – wzruszył ramionami.
- Nie ma mowy, nie wiem nawet, jak się nazywasz, chłopcze od parasolki – powiedziałam.
- Lee Jongsuk. Też chodzę na tę uczelnię, wydział inżynierii komputerowej – oznajmił. – A ty, śliczna nieznajoma?
- Han Hyojoo, florystyka.
Szliśmy rozmawiając głównie o szkole. Gdy po pół godzinie doszliśmy pod mój dom, zatrzymałam się, zwracając wzrok w jego kierunku.
- Zmokłeś – stwierdziłam.
- Na to wygląda – zaśmiał się. – Co robić? W takim razie, cześć!
- Nie! – Krzyknęłam za nim, o wiele wcześniej, niż planowałam. W sumie, w ogóle nie planowałam. – Jeśli teraz zmokniesz jeszcze bardziej, będziesz chory, a wtedy nie pójdziesz na zajęcia – spuściłam spojrzenie na buty.
- Ach, tak? Więc co teraz?
- Lubisz może kakao?
- Czyli poznaliście się na studiach? – Dopytał.
- Dokładnie, panie doktorze – potwierdziłam.
- A więc, pani Han – zwrócił się do mnie – Czas na mniej przyjemne wspomnienia. Co się stało, że się rozstaliście?
- To zawiły i skomplikowany ciąg przyczynowo-skutkowy – westchnęłam.
Praca Jongsuka była bardzo wymagająca, jednak oboje dawaliśmy radę. Przez pierwszy rok ciężko pracowałam, aby otworzyć kwiaciarnię i mi się udało. To wszystko szło tak wspaniale... Ale on zaczął się zmieniać. Ja zresztą też. Ciągle pracowaliśmy. Gdy ja wracałam do domu, on wychodził. Nasz związek umierał.
- Jongsuk, musimy porozmawiać – oznajmiłam poważnie.
- Mam się bać, ahjumma? – Zażartował.
- Mówię serio – jego uśmiech zniknął z twarzy.
- Co się stało, Hyo?
Nagle cała pewność siebie uleciała ze mnie gdzieś daleko, daleko stąd. Do oczu napłynęły mi łzy. Dlaczego tak bardzo się zmieniliśmy? Dlaczego nie jest jak dawniej?
- Hej, Hyojoo – położył jedną dłoń na moje ramię, a drugą na podbródek, aby go unieść. Jego ciepłe spojrzenie dało mi wiele nadziei, że może jednak uda nam się przetrwać kryzys. – Kochanie, co się dzieje? Coś nie tak w pracy?
To sprawiło, że coś we mnie pękło jak jedna z ampułek z adrenaliną.
- Ciągle mówisz o pracy! – Krzyknęłam. – Jesteśmy w domu, ale i tak rozmawiamy tylko o tym, co dzieje się w twojej firmie albo mojej kwiaciarni! Mam tego dość! Kocham swój zawód, ale kocham też ciebie i brakuje mi tego, co było kiedyś! Zaniedbujesz mnie i nasze uczucie!
Łzy wypłynęły spod moich powiek, a ja sama zaczęłam szlochać. Miałam wtedy problem, z którym byłam sama. Pragnęłam jego bliskości, chciałam spędzać z nim więcej czasu, chciałam znowu mieć go przy sobie.
Spojrzał na mnie zranionym wzrokiem, a ja pożałowałam każdego ze słów, które tu padły. Nawet, jeżeli to była prawda, nienawidziłam, gdy był smutny.
- Chcesz mi powiedzieć, że przeszkadza ci, że pracuję na naszą wspólną przyszłość? Że chcę, aby żyło się nam godnie? Że chcę założyć z tobą rodzinę? Że chcę dać ci wszystko?
- Ja... - Zaniemówiłam. On chciał dobrze, a ja byłam samolubna.
- Nie była pani - przerwał lekarz. - Każdy pragnie szczęścia, to naturalne.
- Co nie zmienia faktu, że ja byłam tą, która sprawiała problemy - westchnęłam.
Znowu go nie było. Zmartwiona postanowiłam zadzwonić do jego sekretarza, choć nie byłam pewna, czy jest jeszcze w pracy. Wyglądało to, jakbym go sprawdzała, jednak prawda jest taka, że chciałam widzieć, czy jeszcze pracuje i czy może zawieźć mu jakiś posiłek.
Z drżącymi dłońmi wybrałam jego numer. Odebrał po kilku sygnałach.
- Madame? – Zapytał zdziwiony. – Coś nie tak?
- Ach, nie, sekretarzu Jung. Nie martw się – zapewniłam. – Mam tylko jedno pytanie. Czy Jongsuk… Znaczy się prezes jest jeszcze w firmie?
- Właśnie wychodzi – odpowiedział krótko. – Coś przekazać?
- W takim razie w porządku, nie ma sprawy. Dziękuję za poświęcenie mi czasu!
Gdy się rozłączyłam, westchnęłam. Znowu się przepracowywuje. Może powinnam z nim o tym porozmawiać jeszcze raz, na spokojnie? Moje myśli wyprzedzały mnie i atakowały, zanim jeszcze zanim skończyłam poprzednie. W mojej głowie panował istny chaos. Byłam zupełnie gdzieś indziej, bo nawet nie zauważyłam, jak mój chłopak wrócił do domu.
- Czyli teraz cię zdradzam, huh? – Usłyszałam, przez co podskoczyłam. – Hyojoo, co się z tobą, do cholery, dzieje?
- Wróciłeś? – Zapytałam głupio. – Ja… Nie! Nawet mi to przez myśl nie przeszło! Martwiłam się, że pracujesz długo, a nic nie jesz – spojrzałam na swoje palce.
- Och… - Wyrwało mu się. – Przepraszam. Ostatnio oboje jesteśmy troszkę nerwowi.
Przytaknęłam, dalej na niego nie patrząc. Westchnął, a ja usłyszałam kroki. Podniosłam wzrok. Zdjął płaszcz i buty, a po chwili z uśmiechem usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się niepewnie w jego bok.
- Powinniśmy wyjechać na weekend? – Delikatnie głaskał mnie po włosach.
- A co z firmą? Możesz ją tak zostawić?
- Och, moja słodziutka – zaśmiał się. – Jestem prezesem. Sekretarz Jung się nią zajmie, a poza tym w sobotę i niedzielę nie pracujemy. Co ty na to? Gdzie chciałabyś pojechać?
Na mojej twarzy powoli zakwitał uśmiech. Rozmarzyłam się na chwilę. Hawaje? Majorka? A może jak kiedyś - wyspa Jeju? Szybko znalazłam odpowiedź.
- Gdziekolwiek z tobą.
- Mieliście problemy od czasu do czasu jak każda para – podsumował. – Prawdę powiedziawszy, dalej mija się pani z jednym wspomnieniem – westchnął.
- Ja… - Mocniej zacisnęłam powieki. – To bolesne wspomnienie.
- Jeżeli chce się uwolnić od bólu, trzeba pozwolić ujrzeć mu światło dzienne.
- Wiem, doktorze Song – zacisnęłam dłonie w pięści, a do oczu napłynęły mi łzy. – Ale… Ale…
Deszczowe dni od zawsze stanowiły moje ulubione. W pewne lato, było takich wiele. Każdy z nich wykorzystywałam, nawet, jeżeli był kłopotliwy. W ten dzień, jak zwykle pracowałam w mojej kwiaciarni. Byłam wyjątkowo zajęta, ponieważ odwiedziło mnie wielu klientów. Pewna starsza pani kupiła dwa bluszczyki i storczyka, jakiś uczeń – z moją radą – herbacianą różę dla swojej pierwszej miłości… Mogłabym wymieniać w nieskończoność. Zawsze pamiętałam wszystkich ludzi, przewijających się przez mój sklep. Nie wiem, dlaczego, ale to prawdopodobnie przez wielką wagę, którą przywiązywałam do kwiatów.
Tego dnia nie spodziewałam się, że gdy zamknę kwiaciarnię i wrócę do domu, zastanę sprawy w takim stanie. Spacerowałam powoli, ciesząc się deszczem. Miałam nad głową parasolkę, którą dostałam przed kilkoma laty od Jongsuka. Z uśmiechem mijałam kolejnych i kolejnych Seulczyków, ciesząc się jak jeszcze nigdy. Od minionego wyjazdu między mną, a moim chłopakiem było coraz lepiej. Znowu czułam się jak studentka, choć nią nie byłam i to od kilku ładnych lat.
Gdy weszłam po cichu do domu, nie spodziewałam się zastać Jongsuka. Z kuchni słyszałam, jak się z kimś kłóci. Nie chciałam podsłuchiwać, jednak ciekawość ludzka jest momentami nieokrzesana.
- Cholera jasna, znajdź tego gnojka! – Był wściekły. Po chwili uspokoił się, lecz nie na długo. – Naprawdę pytasz teraz o Hyojoo?! Ona jest w tym momencie najmniej ważna, rozumiesz! Musimy ratować to, co zostało! Kto tu jest pracodawcą, ja, czy ty?!
Łzy powoli wypływały z moich ciemnych oczu. Najmniej ważna. Czyli tym dla niego byłam. Moje nogi przestały odmawiać mi posłuszeństwa, a ja sama musiałam złapać się białej kolumny.
- Dobrze, już jestem spokojny – powiedział. – Hyo? Jest jeszcze w pracy.
Nie, nie jestem. Jestem tutaj i słyszę wszystko – miałam ochotę krzyczeć, ale ciernie, które wykwitły w moim gardle skutecznie mi to uniemożliwiały. Po prostu stałam i wpatrywałam się w ścianę, płacząc. Jestem nikim. Tylko to teraz słyszałam.
- Nie wiem, stary. Kompletnie nie wiem, co mam z nią zrobić – westchnął. – Ciągle robi problemy, wyrwane z jakiejś dramy. Nie mogę już tego wytrzymać, a jeszcze nasza obecna sytuacja… Jak tak dalej pójdzie, to zostanę alkoholikiem i w dodatku singlem.
Nie wierzyłam w słowa, które właśnie padły. Nie chciałam w nie wierzyć. To nie był on. On nigdy by tak nie powiedział. Mam rację, prawda? Telefon wyślizgnął się z mojej drżącej dłoni, upadając na kafelki.
- Czekaj, chyba wróciła – rzucił. – Oddzwonię.
Wyszedł mi naprzeciw, a jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Podszedł, jednak ja z każdym jednym jego krokiem do przodu, kierowałam się w tył.
- Jak dużo słyszałaś? – Zapytał.
- Wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, ile tak naprawdę znaczyło dla ciebie nasze wspólne sześć lat, Jongsuk. Jeszcze nikt mnie tak nie zawiódł – otarłam kilka łez. – Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Nikt jeszcze nie zrobił mi tak wielkiej nadziei. Wierzyłam, że mnie kochasz i przetrwamy ten kryzys! – Krzyknęłam zrozpaczona.
- Bo cię kocham, Joo – starał się przybliżyć.
- Dlatego jestem najmniej ważna? Dlatego jestem tylko jednym, wielkim problemem? – Mój głos powoli się załamywał. – W takim razie, kim, do cholery, jestem?!
- Moją… Moją dziewczyną – odpowiedział niepewnie. On również miał łzy w oczach. Czułam, że pił. Ten wstrętny zapach dobiegł mnie aż tutaj.
- Zła odpowiedź, panie prezesie – zakpiłam. – Byłą dziewczyna.
- To ty zerwałaś – stwierdził psychiatra. – Zranił cię. Sprawił, że poczułaś się nikim, ale jednak dalej na nim tęsknisz.
- Dalej go kocham – otworzyłam oczy. – I to mój problem. Jestem bardzo impulsywna. Nawet nie pomyślałam, że mówi to, bo sam źle się czuje, że ma jakieś problemy, którymi nie chce mnie martwić… Boję się, że prze mnie wpadł w jakiś nałóg, że tak jak ja nie poradził sobie z rozstaniem…
- Oboje wiemy, że jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać – spojrzał na mnie. – Ale w tym już pani nie pomogę.
***
Opuściłam gabinet lżejsza o kilka kilogramów. Im dłużej o tym myślałam, było więcej dobrych chwil, aniżeli złych. Jestem skłonna stwierdzić, że koniec tej miłości był pozbawiony sensu. A może to ja wszystko ubarwiłam i zostawiłam go bez powodu?
Spacer do kwiaciarni zdecydowanie odświeżył mój umysł. Gdy tylko otworzyłam drzwi, ujrzałam Yoojung – uczennicę liceum, która u mnie dorabiała. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Dzień dobry, unni! – Przywitała się.
- Cześć, Yoo – potargałam jej krótkie włosy. – Był duży ruch?
- Troszkę – przyznała. – Ale dałam radę!
Spojrzałam na jej pokaleczone dłonie. No tak… Dzisiaj przyjechała dostawa wszelakich róż, a biedna dziewczyna była skazana na nie. Westchnęłam na ten widok.
- Hej – zawołałam ją. Odwróciła głowę w moją stronę. – Masz już wolne. Trzymaj dniówkę i drobną premię na jakiś krem do rąk, bo czuję się winna – jej policzki zarumieniły się soczyście, a ja się zaśmiałam. – Dzisiaj unni ma dobry humor i stawia wołowinę. Idź się najeść, a jutro przyjdź jak zwykle. Weź książki, to pomogę ci z matmą.
- Jesteś najlepsza! – Krzyknęła i rzuciła mi się na szyję, tuląc mocno. – Dziękuję i do jutra!
Pożegnałam Yoojung, po czym usiadłam na fotelu za ladą. Ruch o tej godzinie zawsze był niewielki, więc miałam czas na uporządkowanie moich uczuć. Zamknęłam oczy i przywołałam jego twarz. Ciemne włosy, brązowe oczy pełne radości, niewielki, zgrabny nos i pełne usta…
Dzwoneczki przy drzwiach przypomniały o sobie, a ja automatycznie wyszłam ze świata marzeń. Już miałam serdecznie witać nowego klienta, ale na widok mężczyzny zaniemówiłam. Był tam. Stał i mi się przyglądał.
- Witaj, Hyojoo – przywitał się.
- Na wszystkie kwiaciarnie w Seulu musiałeś przyjechać akurat do mojej? – Zapytałam, czując jak ból zalewa moje serce. Na jego twarzy pojawił się delikatny, pełen smutku uśmiech.
- Ponieważ tylko ty możesz mi pomóc – rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając właściwych kwiatów. – Potrzebuję czegoś wyjątkowego, co pomoże mi w przeproszeniu kogoś, kogo kocham najbardziej na świecie.
Znalazł sobie kogoś, prawda? Do oczu podeszły mi łzy, które szybko pohamowałam. W końcu to ja odeszłam, prawda?
- To ma być pojedynczy kwiat, czy może skomponować dla niej bukiet? – Zapytałam niepewnie.
- Ta osoba zasługuje na więcej niż jeden kwiat – wyznał. Musiała być naprawdę wspaniała, skoro tak ją kocha.
- Dobrze – również omiotłam wzrokiem kwiaciarnię. – Kompozycja pięknie pachnących bzów, białego i fioletowego wyrazi twoją pamięć o tej osobie i to, że kochasz tylko ją. Zapewne jest wyjątkowo piękna, więc hibiskus idealnie odda jej subtelny wygląd. Ciężko jest przeprosić. Kilka gałązek jemioły świetnie się tutaj sprawdzi. Skoro chcesz o nią walczyć, przyda ci się mieczyk. Ten powinien być w porządku. Prymula japońska to kolejny kwiat wyrażający głębokie uczucia – mówiłam szybko i chaotycznie, komponując bukiet. – A jako wisienka na torcie, dzika róża, która oznacza „ratujmy uczucie”. Czy tyle będzie w porządku?
Wpatrywał się we mnie, a z jego oczu wypłynęły łzy. Na mojej twarzy dosyć wyraźnie malował się szok, który spotęgował się w chwili, gdy poczułam, jak cierpię, widząc jego żal.
- Hyojoo – szepnął. – Przepraszam.
Był coraz bliżej mnie. Podchodził, a ja nie wiedziałam, jak uciec. W mojej głowie rozbrzmiały moje własne słowa. Dalej go kocham. Zaczęłam płakać. Chciałam podbiec i objąć go mocno, pocałować, wykrzyczeć w twarz jak bardzo go kocham…
- Tak bardzo przepraszam za każde słowo, które wtedy powiedziałem – teraz odległość nas dzieląca nie była większa niż kilka centymetrów. – Żałuję. Żałuję każdej twojej łzy. Choćbym kupił tysiąc bukietów, nie jestem w stanie…
Wtuliłam go w siebie, tym samym przerywając jego wypowiedź. Łkał, niemalże dusił się. Delikatnie głaskałam jego czarne włosy. Dłońmi odsunęłam go od siebie, ścierając każdą, nawet najmniejszą łzę. Uśmiechnęłam się, przyciągając Jongsuka do pocałunku. Jego usta jak zwykle były idealnie dopasowane do moich, a ja ponownie poczułam jak bardzo mi go brakowało.
- Jeżeli wszystko to jest prawdą, to ci wybaczam – wyszeptałam. – Bo cię kocham.



Ostatnio mam nawroty depresji, więc powstało to. Chciałam tu zawrzeć przemijanie czasu, ponieważ to coś, co dotyczy nas wszystkich i nie da się temu zapobiec. Wykorzystajcie dobrze każdą minutę i cieszcie się nią z najbliższymi, bo odchodzą szybciej, niż byśmy chcieli.
Soorin