poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Do you remember? ♣ Lee Jongsuk, Han Hyojoo

Rozejrzałam się nerwowo po pokoju. Fotel, stolik, stos papierów, szafa i biurko. Wszystko w utopijnej bieli. Wzdrygnęłam się, ale musiałam być silna. No, Hyojoo, to twoja ostatnia szansa. Inaczej zwariujesz na dobre - myślałam.
- Dzień dobry, jak mniemam, pani Han? - Gdy przytaknęłam, kazał mi usiąść na fotelu i zamknąć oczy. - A teraz jest pani w miejscu, w którym była pani najszczęśliwsza. Co tam jest?
Przed moimi oczami pojawiło się mieszkanie moje i Jongsuka. Byliśmy w kuchni, gotując coś.
- Jestem z moim byłym chłopakiem w naszym niegdyś wspólnym mieszkaniu - odpowiedziałam powoli.
- I co się dzieje? - Zadał kolejne pytanie.
- Hej, ty! - Krzyknęłam, gdy wsadził mi w usta kawałek wołowiny. - Mniam, ale dobre... - Rozmarzyłam się.
- No i co? A tak wątpiłaś w moje umiejętności... Aż mi się serce kraja! - Teatralnie położył dłoń na sercu, wzdychając. 
- Przepraszam? - Wyszczerzyłam się. - Od dzisiaj ty gotujesz, skarbie!
Odpowiedział mi jego perlisty śmiech, którego mogłabym słuchać całe życie. Zajadaliśmy się jego potrawami, co chwila żartując.
- A więc twój chłopak budował twoje szczęście? - Zapytał, chyba retoryczne.
- Byliśmy dla siebie idealni - powiedziałam. - Wiem, że pewnie każda pacjentka z takim problemem tak mówi, ale ja i Jongsuk...
- Hej, Hyo - zagaił. - Wszystko w porządku? Źle wyglądasz.
- Dzięki, naprawdę dobrze to słyszeć - mruknęłam, dalej wpatrując się w płatki śniegu wirujące za oknem. Otarłam kilka łez, które płynęły.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli. Co się dzieje? Dlaczego nic mi nie mówisz? - Zadał kolejne pytania, a ja nijak potrafiłam na nie odpowiedzieć.
- Nic, Jongsuk - odparłam, nawet na niego nie patrząc.
- W takim razie - westchnął - przestań płakać przez "nic" i chodź - wyciągnął do mnie ręce, jednak pozostałam niewzruszona.
Nie spodobało mu się to. Spodziewałam się, że odejdzie. Tak się jednak nie stało. Przytulił się do mnie, po czym dmuchnął mi szyję. Wiedział, że mam tam łaskotki, więc to wykorzystał. Zaśmiałam się.
- Chodź, trzeba pozbyć się tego małego "niczego" - pocałował mój policzek. - Na "nic" najlepsze są spacery.
- Czyli był przy pani zawsze - stwierdził. - Czy miał jakieś wady? W końcu też jest człowiekiem.
- Oczywiście, że miał, jak każdy.
Był zestresowany i pewnie zirytowany. Na ogół spokojny i opanowany, dzisiaj miał zły dzień. Zarządzanie firmą nie należało do najłatwiejszych zajęć, jednak dla niego to było bardzo ważne. Siedział na kanapie w salonie, nerwowo skubiąc swoją wargę.
- Hej, wszystko dobrze? - Zapytałam.
- A czy wyglądam, jakby było? - Warknął, a ja zauważyłam, że ma rozwaloną wargę, z której sączyła się krew. Podeszłam z chusteczką i usiadłam obok niego.
- Mogę?
Mruknął coś, a ja przyłożyłam ją najdelikatniej, jak potrafiłam. Do oczu napłynęły mi łzy. On zawsze sprawiał, że wracał mi humor, a ja nie potrafiłam zrobić niczego pożytecznego. Powoli zaczęły wypływać, a on spanikował.
- Hyojoo, dlaczego...? To przeze mnie, prawda?
- Nie - zaprzeczyłam. - Ja jestem po prostu bezużyteczna. Nie umiem ci pomóc, ja do niczego się nie nadaję. Tu jesteś prezesem firmy, a ja zwykłą kwiaciarką... Powinieneś mieć kogoś lepszego niż ja.
Otworzył szeroki oczy, a następnie mnie objął. To on miał zły dzień, a jednak to ja płakałam w jego ramionach. Uniósł mój podbródek i delikatnie pocałował.
- Nigdy więcej tak nie mów - jego głos był stanowczy. - Czy tlen jest bezużyteczny? Nie jest, doskonale o tym wiesz. A ty jesteś moim tlenem, Joo - odgarnął z mojej twarzy niesforny kosmyk brązowych włosów. - Mi wystarczy tylko bycie z tobą, aby było lepiej. Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem.
- Czasami bywał nerwowy przez pracę, ale to wszystko. Zawsze sobie z tym radziliśmy - byłam pewna swojej wypowiedzi.
- Na pewno? - Dopytywał. Gdy ponownie potwierdziłam, westchnął. - W takim razie co dobrego was spotkało? Albo, może lepiej: jak się poznaliście?
Pewna zima była okropna. Zamiast mojego ulubionego, białego puchu padał deszcz, który również lubiłam, ale wiosną i latem. Wracałam z zajęć, byłam wtedy studentką. Jak to ja, zapomniałam parasola, a okropnie się rozpadało? Zaczęłam przeklinać pod nosem, ale nagle deszcz jakby przestał padać. Miałam nad głową parasolkę.
- Jak to możliwe, że taka piękna dziewczyna brudzi usta takim językiem? – Zagaił. – To seksowne – zaśmiał się.
Wpatrywałam się w niego, a on jedynie się uśmiechał. Nadal trzymał nade mną parasol, przez co sam moknął.
- Będziemy tak stać? – Zapytałam niepewnie.
- Nie, mam zamiar cię odprowadzić. Nie chcę, abyś zmokła – wzruszył ramionami.
- Nie ma mowy, nie wiem nawet, jak się nazywasz, chłopcze od parasolki – powiedziałam.
- Lee Jongsuk. Też chodzę na tę uczelnię, wydział inżynierii komputerowej – oznajmił. – A ty, śliczna nieznajoma?
- Han Hyojoo, florystyka.
Szliśmy rozmawiając głównie o szkole. Gdy po pół godzinie doszliśmy pod mój dom, zatrzymałam się, zwracając wzrok w jego kierunku.
- Zmokłeś – stwierdziłam.
- Na to wygląda – zaśmiał się. – Co robić? W takim razie, cześć!
- Nie! – Krzyknęłam za nim, o wiele wcześniej, niż planowałam. W sumie, w ogóle nie planowałam. – Jeśli teraz zmokniesz jeszcze bardziej, będziesz chory, a wtedy nie pójdziesz na zajęcia – spuściłam spojrzenie na buty.
- Ach, tak? Więc co teraz?
- Lubisz może kakao?
- Czyli poznaliście się na studiach? – Dopytał.
- Dokładnie, panie doktorze – potwierdziłam.
- A więc, pani Han – zwrócił się do mnie – Czas na mniej przyjemne wspomnienia. Co się stało, że się rozstaliście?
- To zawiły i skomplikowany ciąg przyczynowo-skutkowy – westchnęłam.
Praca Jongsuka była bardzo wymagająca, jednak oboje dawaliśmy radę. Przez pierwszy rok ciężko pracowałam, aby otworzyć kwiaciarnię i mi się udało. To wszystko szło tak wspaniale... Ale on zaczął się zmieniać. Ja zresztą też. Ciągle pracowaliśmy. Gdy ja wracałam do domu, on wychodził. Nasz związek umierał.
- Jongsuk, musimy porozmawiać – oznajmiłam poważnie.
- Mam się bać, ahjumma? – Zażartował.
- Mówię serio – jego uśmiech zniknął z twarzy.
- Co się stało, Hyo?
Nagle cała pewność siebie uleciała ze mnie gdzieś daleko, daleko stąd. Do oczu napłynęły mi łzy. Dlaczego tak bardzo się zmieniliśmy? Dlaczego nie jest jak dawniej?
- Hej, Hyojoo – położył jedną dłoń na moje ramię, a drugą na podbródek, aby go unieść. Jego ciepłe spojrzenie dało mi wiele nadziei, że może jednak uda nam się przetrwać kryzys. – Kochanie, co się dzieje? Coś nie tak w pracy?
To sprawiło, że coś we mnie pękło jak jedna z ampułek z adrenaliną.
- Ciągle mówisz o pracy! – Krzyknęłam. – Jesteśmy w domu, ale i tak rozmawiamy tylko o tym, co dzieje się w twojej firmie albo mojej kwiaciarni! Mam tego dość! Kocham swój zawód, ale kocham też ciebie i brakuje mi tego, co było kiedyś! Zaniedbujesz mnie i nasze uczucie!
Łzy wypłynęły spod moich powiek, a ja sama zaczęłam szlochać. Miałam wtedy problem, z którym byłam sama. Pragnęłam jego bliskości, chciałam spędzać z nim więcej czasu, chciałam znowu mieć go przy sobie.
Spojrzał na mnie zranionym wzrokiem, a ja pożałowałam każdego ze słów, które tu padły. Nawet, jeżeli to była prawda, nienawidziłam, gdy był smutny.
- Chcesz mi powiedzieć, że przeszkadza ci, że pracuję na naszą wspólną przyszłość? Że chcę, aby żyło się nam godnie? Że chcę założyć z tobą rodzinę? Że chcę dać ci wszystko?
- Ja... - Zaniemówiłam. On chciał dobrze, a ja byłam samolubna.
- Nie była pani - przerwał lekarz. - Każdy pragnie szczęścia, to naturalne.
- Co nie zmienia faktu, że ja byłam tą, która sprawiała problemy - westchnęłam.
Znowu go nie było. Zmartwiona postanowiłam zadzwonić do jego sekretarza, choć nie byłam pewna, czy jest jeszcze w pracy. Wyglądało to, jakbym go sprawdzała, jednak prawda jest taka, że chciałam widzieć, czy jeszcze pracuje i czy może zawieźć mu jakiś posiłek.
Z drżącymi dłońmi wybrałam jego numer. Odebrał po kilku sygnałach.
- Madame? – Zapytał zdziwiony. – Coś nie tak?
- Ach, nie, sekretarzu Jung. Nie martw się – zapewniłam. – Mam tylko jedno pytanie. Czy Jongsuk… Znaczy się prezes jest jeszcze w firmie?
- Właśnie wychodzi – odpowiedział krótko. – Coś przekazać?
- W takim razie w porządku, nie ma sprawy. Dziękuję za poświęcenie mi czasu!
Gdy się rozłączyłam, westchnęłam. Znowu się przepracowywuje. Może powinnam z nim o tym porozmawiać jeszcze raz, na spokojnie? Moje myśli wyprzedzały mnie i atakowały, zanim jeszcze zanim skończyłam poprzednie. W mojej głowie panował istny chaos. Byłam zupełnie gdzieś indziej, bo nawet nie zauważyłam, jak mój chłopak wrócił do domu.
- Czyli teraz cię zdradzam, huh? – Usłyszałam, przez co podskoczyłam. – Hyojoo, co się z tobą, do cholery, dzieje?
- Wróciłeś? – Zapytałam głupio. – Ja… Nie! Nawet mi to przez myśl nie przeszło! Martwiłam się, że pracujesz długo, a nic nie jesz – spojrzałam na swoje palce.
- Och… - Wyrwało mu się. – Przepraszam. Ostatnio oboje jesteśmy troszkę nerwowi.
Przytaknęłam, dalej na niego nie patrząc. Westchnął, a ja usłyszałam kroki. Podniosłam wzrok. Zdjął płaszcz i buty, a po chwili z uśmiechem usiadł obok mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się niepewnie w jego bok.
- Powinniśmy wyjechać na weekend? – Delikatnie głaskał mnie po włosach.
- A co z firmą? Możesz ją tak zostawić?
- Och, moja słodziutka – zaśmiał się. – Jestem prezesem. Sekretarz Jung się nią zajmie, a poza tym w sobotę i niedzielę nie pracujemy. Co ty na to? Gdzie chciałabyś pojechać?
Na mojej twarzy powoli zakwitał uśmiech. Rozmarzyłam się na chwilę. Hawaje? Majorka? A może jak kiedyś - wyspa Jeju? Szybko znalazłam odpowiedź.
- Gdziekolwiek z tobą.
- Mieliście problemy od czasu do czasu jak każda para – podsumował. – Prawdę powiedziawszy, dalej mija się pani z jednym wspomnieniem – westchnął.
- Ja… - Mocniej zacisnęłam powieki. – To bolesne wspomnienie.
- Jeżeli chce się uwolnić od bólu, trzeba pozwolić ujrzeć mu światło dzienne.
- Wiem, doktorze Song – zacisnęłam dłonie w pięści, a do oczu napłynęły mi łzy. – Ale… Ale…
Deszczowe dni od zawsze stanowiły moje ulubione. W pewne lato, było takich wiele. Każdy z nich wykorzystywałam, nawet, jeżeli był kłopotliwy. W ten dzień, jak zwykle pracowałam w mojej kwiaciarni. Byłam wyjątkowo zajęta, ponieważ odwiedziło mnie wielu klientów. Pewna starsza pani kupiła dwa bluszczyki i storczyka, jakiś uczeń – z moją radą – herbacianą różę dla swojej pierwszej miłości… Mogłabym wymieniać w nieskończoność. Zawsze pamiętałam wszystkich ludzi, przewijających się przez mój sklep. Nie wiem, dlaczego, ale to prawdopodobnie przez wielką wagę, którą przywiązywałam do kwiatów.
Tego dnia nie spodziewałam się, że gdy zamknę kwiaciarnię i wrócę do domu, zastanę sprawy w takim stanie. Spacerowałam powoli, ciesząc się deszczem. Miałam nad głową parasolkę, którą dostałam przed kilkoma laty od Jongsuka. Z uśmiechem mijałam kolejnych i kolejnych Seulczyków, ciesząc się jak jeszcze nigdy. Od minionego wyjazdu między mną, a moim chłopakiem było coraz lepiej. Znowu czułam się jak studentka, choć nią nie byłam i to od kilku ładnych lat.
Gdy weszłam po cichu do domu, nie spodziewałam się zastać Jongsuka. Z kuchni słyszałam, jak się z kimś kłóci. Nie chciałam podsłuchiwać, jednak ciekawość ludzka jest momentami nieokrzesana.
- Cholera jasna, znajdź tego gnojka! – Był wściekły. Po chwili uspokoił się, lecz nie na długo. – Naprawdę pytasz teraz o Hyojoo?! Ona jest w tym momencie najmniej ważna, rozumiesz! Musimy ratować to, co zostało! Kto tu jest pracodawcą, ja, czy ty?!
Łzy powoli wypływały z moich ciemnych oczu. Najmniej ważna. Czyli tym dla niego byłam. Moje nogi przestały odmawiać mi posłuszeństwa, a ja sama musiałam złapać się białej kolumny.
- Dobrze, już jestem spokojny – powiedział. – Hyo? Jest jeszcze w pracy.
Nie, nie jestem. Jestem tutaj i słyszę wszystko – miałam ochotę krzyczeć, ale ciernie, które wykwitły w moim gardle skutecznie mi to uniemożliwiały. Po prostu stałam i wpatrywałam się w ścianę, płacząc. Jestem nikim. Tylko to teraz słyszałam.
- Nie wiem, stary. Kompletnie nie wiem, co mam z nią zrobić – westchnął. – Ciągle robi problemy, wyrwane z jakiejś dramy. Nie mogę już tego wytrzymać, a jeszcze nasza obecna sytuacja… Jak tak dalej pójdzie, to zostanę alkoholikiem i w dodatku singlem.
Nie wierzyłam w słowa, które właśnie padły. Nie chciałam w nie wierzyć. To nie był on. On nigdy by tak nie powiedział. Mam rację, prawda? Telefon wyślizgnął się z mojej drżącej dłoni, upadając na kafelki.
- Czekaj, chyba wróciła – rzucił. – Oddzwonię.
Wyszedł mi naprzeciw, a jego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Podszedł, jednak ja z każdym jednym jego krokiem do przodu, kierowałam się w tył.
- Jak dużo słyszałaś? – Zapytał.
- Wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, ile tak naprawdę znaczyło dla ciebie nasze wspólne sześć lat, Jongsuk. Jeszcze nikt mnie tak nie zawiódł – otarłam kilka łez. – Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Nikt jeszcze nie zrobił mi tak wielkiej nadziei. Wierzyłam, że mnie kochasz i przetrwamy ten kryzys! – Krzyknęłam zrozpaczona.
- Bo cię kocham, Joo – starał się przybliżyć.
- Dlatego jestem najmniej ważna? Dlatego jestem tylko jednym, wielkim problemem? – Mój głos powoli się załamywał. – W takim razie, kim, do cholery, jestem?!
- Moją… Moją dziewczyną – odpowiedział niepewnie. On również miał łzy w oczach. Czułam, że pił. Ten wstrętny zapach dobiegł mnie aż tutaj.
- Zła odpowiedź, panie prezesie – zakpiłam. – Byłą dziewczyna.
- To ty zerwałaś – stwierdził psychiatra. – Zranił cię. Sprawił, że poczułaś się nikim, ale jednak dalej na nim tęsknisz.
- Dalej go kocham – otworzyłam oczy. – I to mój problem. Jestem bardzo impulsywna. Nawet nie pomyślałam, że mówi to, bo sam źle się czuje, że ma jakieś problemy, którymi nie chce mnie martwić… Boję się, że prze mnie wpadł w jakiś nałóg, że tak jak ja nie poradził sobie z rozstaniem…
- Oboje wiemy, że jest tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać – spojrzał na mnie. – Ale w tym już pani nie pomogę.
***
Opuściłam gabinet lżejsza o kilka kilogramów. Im dłużej o tym myślałam, było więcej dobrych chwil, aniżeli złych. Jestem skłonna stwierdzić, że koniec tej miłości był pozbawiony sensu. A może to ja wszystko ubarwiłam i zostawiłam go bez powodu?
Spacer do kwiaciarni zdecydowanie odświeżył mój umysł. Gdy tylko otworzyłam drzwi, ujrzałam Yoojung – uczennicę liceum, która u mnie dorabiała. Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
- Dzień dobry, unni! – Przywitała się.
- Cześć, Yoo – potargałam jej krótkie włosy. – Był duży ruch?
- Troszkę – przyznała. – Ale dałam radę!
Spojrzałam na jej pokaleczone dłonie. No tak… Dzisiaj przyjechała dostawa wszelakich róż, a biedna dziewczyna była skazana na nie. Westchnęłam na ten widok.
- Hej – zawołałam ją. Odwróciła głowę w moją stronę. – Masz już wolne. Trzymaj dniówkę i drobną premię na jakiś krem do rąk, bo czuję się winna – jej policzki zarumieniły się soczyście, a ja się zaśmiałam. – Dzisiaj unni ma dobry humor i stawia wołowinę. Idź się najeść, a jutro przyjdź jak zwykle. Weź książki, to pomogę ci z matmą.
- Jesteś najlepsza! – Krzyknęła i rzuciła mi się na szyję, tuląc mocno. – Dziękuję i do jutra!
Pożegnałam Yoojung, po czym usiadłam na fotelu za ladą. Ruch o tej godzinie zawsze był niewielki, więc miałam czas na uporządkowanie moich uczuć. Zamknęłam oczy i przywołałam jego twarz. Ciemne włosy, brązowe oczy pełne radości, niewielki, zgrabny nos i pełne usta…
Dzwoneczki przy drzwiach przypomniały o sobie, a ja automatycznie wyszłam ze świata marzeń. Już miałam serdecznie witać nowego klienta, ale na widok mężczyzny zaniemówiłam. Był tam. Stał i mi się przyglądał.
- Witaj, Hyojoo – przywitał się.
- Na wszystkie kwiaciarnie w Seulu musiałeś przyjechać akurat do mojej? – Zapytałam, czując jak ból zalewa moje serce. Na jego twarzy pojawił się delikatny, pełen smutku uśmiech.
- Ponieważ tylko ty możesz mi pomóc – rozejrzał się po pomieszczeniu, szukając właściwych kwiatów. – Potrzebuję czegoś wyjątkowego, co pomoże mi w przeproszeniu kogoś, kogo kocham najbardziej na świecie.
Znalazł sobie kogoś, prawda? Do oczu podeszły mi łzy, które szybko pohamowałam. W końcu to ja odeszłam, prawda?
- To ma być pojedynczy kwiat, czy może skomponować dla niej bukiet? – Zapytałam niepewnie.
- Ta osoba zasługuje na więcej niż jeden kwiat – wyznał. Musiała być naprawdę wspaniała, skoro tak ją kocha.
- Dobrze – również omiotłam wzrokiem kwiaciarnię. – Kompozycja pięknie pachnących bzów, białego i fioletowego wyrazi twoją pamięć o tej osobie i to, że kochasz tylko ją. Zapewne jest wyjątkowo piękna, więc hibiskus idealnie odda jej subtelny wygląd. Ciężko jest przeprosić. Kilka gałązek jemioły świetnie się tutaj sprawdzi. Skoro chcesz o nią walczyć, przyda ci się mieczyk. Ten powinien być w porządku. Prymula japońska to kolejny kwiat wyrażający głębokie uczucia – mówiłam szybko i chaotycznie, komponując bukiet. – A jako wisienka na torcie, dzika róża, która oznacza „ratujmy uczucie”. Czy tyle będzie w porządku?
Wpatrywał się we mnie, a z jego oczu wypłynęły łzy. Na mojej twarzy dosyć wyraźnie malował się szok, który spotęgował się w chwili, gdy poczułam, jak cierpię, widząc jego żal.
- Hyojoo – szepnął. – Przepraszam.
Był coraz bliżej mnie. Podchodził, a ja nie wiedziałam, jak uciec. W mojej głowie rozbrzmiały moje własne słowa. Dalej go kocham. Zaczęłam płakać. Chciałam podbiec i objąć go mocno, pocałować, wykrzyczeć w twarz jak bardzo go kocham…
- Tak bardzo przepraszam za każde słowo, które wtedy powiedziałem – teraz odległość nas dzieląca nie była większa niż kilka centymetrów. – Żałuję. Żałuję każdej twojej łzy. Choćbym kupił tysiąc bukietów, nie jestem w stanie…
Wtuliłam go w siebie, tym samym przerywając jego wypowiedź. Łkał, niemalże dusił się. Delikatnie głaskałam jego czarne włosy. Dłońmi odsunęłam go od siebie, ścierając każdą, nawet najmniejszą łzę. Uśmiechnęłam się, przyciągając Jongsuka do pocałunku. Jego usta jak zwykle były idealnie dopasowane do moich, a ja ponownie poczułam jak bardzo mi go brakowało.
- Jeżeli wszystko to jest prawdą, to ci wybaczam – wyszeptałam. – Bo cię kocham.



Ostatnio mam nawroty depresji, więc powstało to. Chciałam tu zawrzeć przemijanie czasu, ponieważ to coś, co dotyczy nas wszystkich i nie da się temu zapobiec. Wykorzystajcie dobrze każdą minutę i cieszcie się nią z najbliższymi, bo odchodzą szybciej, niż byśmy chcieli.
Soorin

sobota, 11 marca 2017

Once ♣ Mina x Momo





Otwiera oczy, delikatnie je przymrużając, aby uniknąć łez spowodowanym nadmiarem światła. Powoli kieruje zaspany wzrok na nią. Jak zwykle jest idealna. Promienista cera, subtelne piegi, zaróżowione od snu policzki, niewielki nos, pełne usteczka i jasne włosy.
Może i myśli tak, bo kocha ją do szaleństwa, ale… No właśnie. Gdy się kocha, nie widzi się wad. A Mina nie widzi w Momo niczego złego. Jest jej kwiatuszkiem, perełką, skarbem, kochaniem... Ale przede wszystkim po prostu jej przy niej i ją wspiera jak tylko może. Na tym polega miłość w ich świecie.
Nikt nie wie, ile spędza czasu na wpatrywaniu się w swoją ukochaną. Uśmiecha się, gdy widzi, że Momo się budzi. Odgarnia z jej czoła zbłąkany kosmyk grzywki i całuje dziewczynę delikatnie w czoło.
- Dzień dobry, brzoskwinko – mówi, wtulając się w nią.
- Dzień dobry – śmieje się perliście, a Mina ma wrażenie, jakby właśnie słyszała najpiękniejszą na świecie piosenkę.
Odsuwa się od jej ciepłego ciała i patrzy w jej pełne radości oczy.
- Chciałabym dzisiaj iść z tobą w pewne miejsce – jej spojrzenie wypełnia enigma, co niezwykle intryguje starszą. – Tylko my dwie, nikt więcej.




Lubi z nią jeść. Patrzenie jak z apetytem ładuje do buzi wszystko, co młodsza jej poda, napawa ją szczęściem.
Właśnie taka jest ich miłość – szczęśliwa, wypełniona pocałunkami i drobnymi gestami, które mówią więcej, niż miliardy słów. Nie istnieją takie określenia, które są w stanie sprecyzować jak bardzo Mina kocha Momo, a Momo kocha Minę.
Tak już bywa, gdy jest się zakochanym.
- O czym znowu myślisz? – pyta blondynka. – Wszystko w porządku, skarbie?
- Tak – przytakuje szybko, aby nie martwić swojej kochanki. – Po prostu… Jestem cholernie szczęśliwa. Na początku tak bardzo bałam się, że nikt nigdy nas nie zaakceptuje… Pamiętasz, jak w pierwszej klasie liceum dałam ci na walentynki herbacianą różę?
- Jak mogłabym zapomnieć?
- Moje serce biło tak szybko, że myślałam, że dostanę zawału. Nie sądziłam, że może bić szybciej, jednak ono jeszcze bardziej przyspieszyło, gdy mnie wtedy pocałowałaś – rumieni się. – Wiesz, co jest najzabawniejsze? Takie tempo utrzymuje się gdy tylko na ciebie patrzę.
Wzruszona Momo odkłada różowy kubek z białą herbatą i podbiega do Miny. Obejmuje ją ramionami i szepcze dwa, piękne słowa.
- Kocham cię. Najbardziej na świecie.



Tajemnicze miejsce wcale nie jest tak nieznane, jak mogło się wydawać jasnowłosej. Co więcej, doskonale je zna. W chwili, gdy Mina zdejmuje delikatne dłonie z jej oczu, widzi zabytkowy dom, ogród pełen jej ulubionych kwiatów i drzew owocowych, wiekowe, śnieżnobiałe ramy okien, najwidoczniej odnowione. Niższa łapie ją za rękę i prowadzi na tył posesji. Tam jest metalowa huśtawka przeznaczona dla dwojga osób. Huśtawka, na której wielokrotnie bawiła się ze swoją dziewczyną, gdy były malutkie.
Zaczyna szlochać, mocniej ściskając za dłoń czarnowłosej.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, perełko – mówi, a po chwili wyjmuje z kieszeni pudełeczko. – Nie myśl sobie, że tylko ty będziesz mogła zerkać na taki pierścionek, dlatego kupiłam dwa.
Ogród wypełnia śmiech wymieszany ze śpiewem ptaków. Wpatrują się sobie w oczy, po czym zakładają drobne ozdoby na lewy palec serdeczny. Ten należący do Momo mieni się na kolor brzoskwiniowy, nawiązując do jej imiona, a Miny jest niebieskawy.
- Staram się nie powtarzać ci tego zbyt często, ponieważ chcę, aby te słowa zachowały moc. Kocham cię, Hirai Momo. Kocham cię od zawsze i na zawsze. Może takie deklaracje są puste, jednak ja widzę w tobie wszystko, co mnie dopełnia. Jesteś najpiękniejszym kwiatem tutaj, mimo, że wybierałam je naprawdę starannie – chwyta za ręce dziewczynę i prowadzi ją w stronę ów huśtawki. – Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że jestem szczęśliwa, ale to dlatego, że niewiele wiedziałam. Teraz wiem, że największe szczęście daje mi patrzenie w twoje oczy, przytulanie ciebie, gotowanie dla ciebie, śmianie się z tobą, płakanie z tobą, trzymanie twojej dłoni, chodzenie z tobą na spacery, rozmawianie z tobą… Dajesz mi więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Dlatego proszę, nie płaczmy już nigdy więcej, tylko w szczęściu. Chcę żyć z tobą do końca moich dni, odrodzić się i ponownie cię spotkać. Wiem, że wtedy również cię pokocham, równie mocno, co teraz.
Kiedyś, gdy siadały razem na huśtawce, jako siedmiolatki mieściły się bez problemu. Teraz jednak, między nimi nie ma zbyt dużo przestrzeni. Momo nie musiała się zbytnio przysuwać, aby złączyć ich usta w pocałunku, który z sekundy na sekundę przybierał na sile.
- Ja też cię kocham. I mogłabym powiedzieć ci dokładnie to samo, co ty mnie.


czwartek, 23 lutego 2017

snowflake in april; prologue

Użytkownik @noonsonghee utworzyła chat z @bomnal.
noonsonghee: Um... cześć.
noonsonghee: Od jakiegoś czasu czytam twoje opowiadania i doszłam do wniosku, że są bardzo smutne i zawsze na nich płaczę.
noonsonghee: Więc postanowiłam zadać jakże banalne pytanie.
noonsonghee: Wszystko w porządku?
bomnal: Cześć.
bomnal: Nie jest banalne, przynajmniej dla mnie.



Bądźcie wyrozumiali, bo to prawdziwa historia z życia wzięta!
Tak oto zdobyłam przyjaciółkę, która zawsze jest... kilkaset km ode mnie.
Może nie powinnam się tak rozpisywać, ale skoro już ktoś to czyta, powinien wiedzieć, że taka znajomość jak moja i Unni może istnieć.
Internetowe znajomości są super!!!
Soorin ^^

snowflake in aprl; characters

Noon Songhee
❄ 15 lat
❄ jej imię oznacza płatek śniegu
❄ kocha wszystko i wszystkich, co w końcu doprowadziło do poważnych rozczarowań ludźmi
❄ w wyniku czego zaczęła ich nienawidzić
❄ naiwna
❄ łatwo nawiązuje znajomości, jednak traktuje je jako tymczasowe, niezobowiązujące
❄ a i tak cierpi, gdy się kończą
❄ wszyscy chcą jej wmówić, że farbuje włosy, ale ma je naturalnie w odcieniu ciemnego blondu
❄ szczerze, to w drugiej klasie gimnazjum zaczęła je farbować
❄ ma na pieńku z panią od wuefu za "długie" paznokcie (jakby 5 milimetrów za palcem to było dużo)
❄ pisze opowiadania zawsze i wszędzie, ale nie potrafi niczego skleić na pracy klasowej z koreańskiego
❄ to chyba dlatego, że trochę boi się pani Kyung
❄ niby taka super easy-going, a jednak cholernie shy shy shy
❄ jako dziecko lubiła zimę, ale gdy zorientowała się, że co ów porę roku traci jedną bliską osobę, szczerze ją znienawidziła
❄ "Wiesz, dlaczego mówimy innym, że są samolubni? Bo nie potrafimy pogodzić się z tym, że nie zawsze są tylko dla nas" ❄
❄ "Wiesz, dlaczego mówimy innym, że są samolubni? Bo nie potrafimy pogodzić się z tym, że nie zawsze są tylko dla nas" ❄

Shin Bomnal
🌸 20 lat
🌸 jej imię oznacza boga i wiosenny dzień
🌸 jako nastolatka była naiwna, chciała ratować cały świat, ale dorosła
🌸 i nie zmądrzała, dalej cierpi przez ludzi
🌸 nienawidzi nawiązywać nowych znajomości
🌸 boi się ludzi
🌸 nienawidzi wszystkiego
🌸 i wszystkich
🌸 zwłaszcza ojczyma i matki
🌸 chciała iść na jakieś studia, a i tak skończyła w policealnej
🌸 przed nią świetlana kariera aptekarska
🌸 chce iść studiować zaocznie, a co
🌸 nie lubi koloru swoich włosów i ciągle na nie narzeka
🌸 często jej się to zdarza ⬆
🌸 to, że kocha wiosenne dni, nie oznacza, że jest zadufana w sobie
🌸 nie lubi mówić o sobie
🌸 najlepiej dogaduje się z młodszymi lub starszymi od siebie
🌸 jest świetna w pocieszaniu
🌸 pisze piękne opowiadania
🌸 gdyby mogła, pomogła by każdemu
🌸 ale tak się nie da
🌸 life is brutal
🌸 "Powiedziałabym, że wszystko będzie dobrze, ale pomimo tego, że te słowa mają jakąś moc, wydają mi się puste, bo są nadużywane" 🌸
🌸 "Powiedziałabym, że wszystko będzie dobrze, ale pomimo tego, że te słowa mają jakąś moc, wydają mi się puste, bo są nadużywane" 🌸

°°°
Kim Sun☀ 15 lat☀ najlepsza przyjaciółka Songhee☀ pokłóciła się z Songhee, ale zrobiły comeback☀ dobra uczennica
Kim Sun
☀ 15 lat
☀ najlepsza przyjaciółka Songhee
☀ pokłóciła się z Songhee, ale zrobiły comeback
☀ dobra uczennica
Hong Nari🌌 20 lat🌌 najlepsza przyjaciółka Bomnal🌌 znana jako najładniejsza dziewczyna w szkole🌌 bywa wredna i sarkastyczna
Hong Nari
🌌 20 lat
🌌 najlepsza przyjaciółka Bomnal
🌌 znana jako najładniejsza dziewczyna w szkole
🌌 bywa wredna i sarkastyczna

First snow ♣ Taeny

Dzisiaj mamy szczególny dzień, a mianowicie urodzinki mojej kochanej @YuikoNano, dla której napisałam to Taeny   
Nie jestem w 100% zadowolona, ale cóż... mam nadzieję, że przynajmniej wam się spodoba!
Soorin



Westchnęła ciężko, wspominając trudy dnia.
To zdecydowanie nie był dobry tydzień, miesiąc, rok. Nie wydarzyło się w nim nic, co sprawiłoby, że czułaby się lepiej.
Samotność, która jej doskwierała była nie do zniesienia. Ale przecież się nie przyzna, nie wyjdzie do ludzi i nikogo nie pozna.
To nie tak, że nie chciała – ona po prostu nie potrafiła. Zawsze, gdy miała już nawiązać z kimś rozmowę, peszyła się; myślała, że jest zbyt beznadziejna, aby ktokolwiek się z nią zaprzyjaźnił. Nigdy nic z tego nie wychodziło, więc po jakimś czasie, niezliczonej ilości prób, poddała się. „Ludzie nie są dla mnie", myślała.
Dzisiaj było o wiele chłodniej, niż zazwyczaj. Siedziała na ławce przy przystanku autobusowym, czekając na swój. Marzła, jednak cóż mogła zrobić?
Dmuchnęła kilka razy w swoje malutkie dłonie, pokaleczone ciężką pracą. W głowie kłębiły się przeróżne refleksje. Miała już dwadzieścia siedem lat, a dalej żyła sama. Dla ludzi wkoło, to wszystko, cała ona wydawała się absurdalna.
Nie była w stanie już płakać. Nie w tym życiu.
Zamiast roztrząsać tę jakże nędzną egzystencję, wyciągnęła z kieszeni znoszonego płaszcza telefon, aby sprawdzić godzinę. Za chwilę powinien się pojawić autobus, którym dojedzie do domu.
To zawsze było najlepsze rozwiązanie. Wrócić do domu, zrobić herbaty, włączyć telewizor i udawać, że się nie pamięta.
Z słuchawek, które włożyła w uszy chwilę wcześniej wybrzmiewała smutna, melancholijna piosenka, która doskonale odzwierciedlała jej nastrój.
Prawdę powiedziawszy, była zmęczona, spragniona obecności kogokolwiek, głodna uczuć... Zdawała sobie z tego sprawę, jednak za wszelką cenę skrywała to. Nie potrafiła przyznać, że potrzebuje innych. Po dwudziestu siedmiu latach życia samotnie, myślała, że kolejne tyle nie zrobi jej żadnej różnicy.
To nie tak, że Taeyeon zawsze chciała być całkowicie sama. Kiedyś miała dom i ciepło, jednak wszystko upadło, jakby ktoś ułożył ich szczęście z kart.
Miała wspaniałych rodziców – kochający ojciec zawsze troszczył się o swoją jedyną córkę jak o najdroższy skarb, najczystsze złoto. Po dziś dzień pamiętała większość rzeczy, które jej mówił. Nie doceniała tego, dopóki nie odszedł. Szybko zatęskniła za doskonale zaczesanymi, kruczoczarnymi włosami taty, gdzieniegdzie przeplatanymi siwizną, pyzatą buzią i dużym nosem, lekko przechylonym na lewą stronę. Ów uczucie, jedno z nielicznych w sercu kobiety szybko wywołało łzy, które po chwili zakwitły na porcelanowej jej twarzy.
Przywołując oczyma wyobraźni matkę, smutek zastąpił gniew. Wszystko było wspaniale, kiedyś. Było naprawdę dobrze, dopóki Taeyeon była małym dzieckiem, nieświadomym tego, co tak naprawdę dzieje się u niej w rodzinie.
Jej rodzicielka była rozdarta. Rozdarta między swoim własnym domem, który założyła z miłości do Kim Taejoona, a swoją własną matką. Od zawsze, na zawsze. Jeżeli miała wybrać pomiędzy córką a jej babcią, zawsze wybierała tę drugą opcję. Zakupy z Tae? Stara Yeonhee też może jechać! Podwieźć gdzieś Tae? Nie, bo stara Yeonhee.
Nie potrafiła wybrać. Nie rozumiała pretensji męża i córki, nie widziała w tym nic złego. Taejoon zaczął brać mnóstwo nadgodzin, a dziewczyna zaczęła znikać, wychodzić z domu, wracać późno...
Bardzo często uświadamiała matce, że jej nie potrzebuje, że skoro są z ojcem na drugim miejscu, ona nie jest wyżej. Padały niewiarygodnie złe słowa:
„Nie możesz, tak? Jeśli ci się nie chce, bo idziesz to swojej matki, to w porządku. To śmieszne, że ja muszę się prosić, a ona zadzwoni i lecisz do niej jak na skrzydłach"
„Jeżeli miałabyś wybrać pomiędzy mną a nią, z pewnością to byłaby ona"
„Córciu? Idź do tej starej wiedźmy, jestem pewna, że jest ode mnie lepsza"
„Nie będę marnować swojego czasu na twoją chorą miłość. Nie, czekaj... Przecież ty mnie nawet nie kochasz"
Wtedy jeszcze nie było aż tak źle. To jeszcze nie było piekło. Ale na owe nie trzeba było długo czekać – starucha bardzo szybko je zgotowała.
Tak bardzo poróżniła małżonków, że kochający żonę mąż zmarł z żałości. Brzmi śmiesznie, ale kłótnie z Jiyeon były dla niego olbrzymim ciosem.
Zmarł miesiąc przed dziewiętnastymi urodzinami Taeyeon. Pisała wtedy egzamin, niezwykle ważny dla jej przyszłości. Prawdę powiedziawszy, uczyła się z myślą o ojcu, że zdobędzie wyższe wykształcenie, pójdzie w jego ślady i odetną się od niezdrowej sytuacji rodzinnej.
Doskonale pamiętała moment, gdy wyszła przed szkołę, gdzie czekali rodzice innych dzieciaków, a jej ojca nie było. Rozglądała się, czekała, dzwoniła... Aż w końcu pomyślała, że może coś się stało.
W tamtej chwili nie ważne były nawoływania znajomych z klasy, biegła przed siebie, prosto do firmy, w której mężczyzna był dyrektorem. Traciła siły, ledwo oddychała, z przeszywającym bólem w klatce piersiowej i lewej kostce pędziła prosto do miejsca pracy taty. Gdy zamiast uśmiechniętej twarzy ojca widziała zasmuconych pracowników, których znała od dziecka. Wiedziała, że coś jest nie tak, czuła to.
A oni potwierdzili jej najgorsze koszmary.
Od śmierci ojca nie kontaktowała się z resztą rodziny. Zaczęła ciężko pracować, skończyła szkołę i studia... Jednak zamiast profesji ojca wybrała coś innego, coś dalszego jej sercu. Sercu, które przestało bić.
Bolesne wspomnienia wywołały kolejne fale bólu, a kolejne potoki łez wypłynęły z jej twarzy. Każdą z nich sumiennie wycierała rękawem poszarzałego płaszcza, w duchu wyzywając siebie. Trzy autobusy odjechały, a ona dalej stała na przystanku.
Nie liczyła na żadne zmiany, na poprawę.
Ale wtedy pojawiła się Tiffany.
Biegła, najpewniej gdzieś się spieszyła. Po prostu potrąciła Taeyeon, a gdy odwróciła się, aby przeprosić, natychmiastowo zapomniała o swoich celach. Zobaczyła piękną, płaczącą kobietę, na której twarzy malował się niewyobrażalny ból i smutek; smutek, którego ona nigdy nie widziała.
Podeszła bliżej, wyciągając z kieszeni kurtki paczkę chusteczek higienicznych w stokrotki i niepewnym głosem zapytała:
- W porządku?
Blondynka odwróciła się do niej powoli, uśmiechając się delikatnie. Nie był to radosny uśmiech. Jak wszystko w nieznajomej, był przepełniony nieszczęściem.
- Nie sądzę.
Miała piękny, aksamitny głos. Niełatwo było sprawić, aby Taeyeon sama z siebie zaczęła z kimkolwiek rozmawiać, a jednak odpowiedziała ciemnowłosej. A jednak.
Tym zdaniem wprawiła Tiffany w zakłopotanie. Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć, więc po prostu spuściła wzrok na swoje wytarte trampki. Nigdy nie miała styczności ze smutkiem. Zawsze była wesoła, pochodziła z dobrej rodziny, która się kochała... Żadne z tych uczuć nigdy jej nie dotknęło.
- Nie musiałaś pytać, dlaczego więc? – ponownie usłyszała głos jasnowłosej.
Nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. Uniosła spojrzenie, które wbiła w zaciekawioną kobietę. Dlaczego zapytała?
- Ja... - zaczęła. – Po prostu wydawało mi się to właściwe. Płakałaś, więc zaciekawiłam się, dlaczego jesteś smutna... Piękni ludzie nie powinni być smutni...
Wypowiedź dziewczyny wywołała na twarzy Tae uśmiech. Tak, uśmiech. Nawet sam bóg sądził, że nic go nie przywoła, a jednak.
- Każdego kiedyś dopadnie smutek, niezależnie od urody, wieku, pochodzenia – powiedziała powoli, aby nie urazić szatynki. – Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie i twojego serca. Może w jakiś sposób to uchroni cię od bólu, który on powoduje.
Te słowa wywołały u drugiej ciekawość. Tak wielką, że była skłonna wkroczyć w życie bladolicej, byleby dowiedzieć się, dlaczego płacze i kto ją zranił do tego stopnia.
- Jestem Stephanie – wyciągnęła rękę w kierunku dziewczyny. – Ale mów mi proszę Tiffany. Ewentualnie Miyoung.
- Taeyeon.
***
- Dlaczego pijesz tylko espresso albo zieloną herbatę? – zapytała zaciekawiona Hwang. Mierzyła starszą od siebie wyczekującym spojrzeniem, jednak ta milczała, mieszając napój.
- Nie wiem – odrzekła w końcu po długim milczeniu. – Z przyzwyczajenia.
Ta lakoniczna odpowiedź nie była w stanie zaspokoić zainteresowania Tiffany. Po raz kolejny naciskała na drobną dwudziestoośmiolatkę, aby się czegokolwiek dowiedzieć. Chociaż znały się stosunkowo niedawno, bo pół roku to naprawdę niewiele, można by rzec.
Gdyby zapytać o to przypadkową osobę z ulicy, najprawdopodobniej powiedziałaby, że to dużo czasu. Po chwili jednak dodałaby, że to nic, że szybko minie.
Tiffany nie miała tyle czasu, co taki człowiek. Ona miała go o wiele, wiele mniej.
- To nie jest odpowiedź, której oczekiwałam, Tae.
- Dobrze, dobrze – westchnęła, poddając się. – Po prostu... Espresso jest jak moja przeszłość, a zielona herbata, długo parzona, niezwykle gorzka, bez grama cukru to moja przyszłość. Po prostu gorzka. Teraźniejszość jest jak woda destylowana. Nie piję jej, nie powinnam, nie mogę... jest pozbawiona smaku, minerałów i wszelkich innych dóbr. Jest obojętna.
- Nie znamy przyszłości – powiedziała, bacznie wpatrując się w oczy swojej towarzyszki. – Nie wiemy, jaka będzie, ale zawsze możemy mieć nadzieję, że bóg łaskawie na nas spojrzy. Nawet jeżeli było ciężko, nawet jeżeli teraz też jest, możemy wierzyć, że pewnego dnia będzie lepiej! – powiedziała to głośniej, niż chciała, czym zwróciła na siebie uwagę. Nie zamierzała jednak przestać. Ktoś w końcu musiał uświadomić tej blondynce, że życie potrafi być piękne. – Chcesz się przekonać, że twoja przyszłość może być dobra? Zamierzam ci udowodnić, że mam rację.
***
Taeyeon nie wiedziała, kiedy dokładnie zaczęła czuć coś więcej do wiecznie uśmiechniętej Stephanie. Może w chwili, gdy po raz pierwszy ją przytuliła? Może w chwili, gdy po raz pierwszy chwyciła ją za rękę? Może w chwili, gdy jako jedna z nielicznych odezwała się do niej, oferując pomoc, której ona niewątpliwie potrzebowała?
Zdecydowanie to było to.
Tiffany nie musiała robić nic.
Ona po prostu była, wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Trwała przy niej, ocierała łzy, które płynęły, niekiedy całymi godzinami, poświęcała swój czas, aby umilić ten należący do Tae...
To zaskakujące, jak niewiele trzeba było, aby uszczęśliwić Kim. Gdyby ktoś zapytał ją o to, jak sprawić, że poczuje się lepiej, powiedziałaby, że to niemożliwe. W pół roku stała się lepszą wersją siebie samej.
- O czym myślisz, Taeyeon? - zapytała Miyoung, gdy siedziały u starszej w domu.
Często zdarzało się, że nie robiły nic. Po prostu siedziały i rozmawiały, albo patrzyły się na siebie, popijając słodkim sokiem.
Odkąd młodsza dowiedziała się, że Taetae nie je i nie pije niczego, co słodkie, kupowała wszystko, co pod słodkie podchodziło. Bułeczki, ciastka, torty, napoje... długo by wymieniać.
Jednak najlepszą słodkością była właśnie panienka Hwang.
- O niczym, Fany - odrzekła, poprawiając swoje długie, platynowe włosy.
Wpatrywały się w siebie, analizując kolory swoich tęczówek. Prawda jest taka, że blondynka nie mogła przestać myśleć o Tiffany.
Przed spotkaniem jej, żyła sobie zupełnie sama. Nie musiała się o nikogo martwić i troszczyć, ale też nie miała nikogo, kto pielęgnował ją.
Stała się chciwa. Chciała żyć i zestarzeć się z nią, trzymać za pomarszczone ręce, kochać ją aż do samego końca.
Wiedziała, że może się naciąć na tej znajomości. Wiedziała również, że gdy ona się zakończy, będzie cierpieć.
Ale mimo wszystko, po tylu latach, chciała wierzyć, że będzie szczęśliwa dłużej, niż przez chwilkę.
***
Tiffany była pełna tajemnic. Mimo iż kochała Taeyeon całą sobą, nie mogła jej powiedzieć. Nie mogła jej tak zranić. Niejednokrotnie opowiadała jej, jak bardzo zawiodła się na ludziach. Nie mogła, a jednak nie potrafiła inaczej.
Musiała odejść od Taeyeon, zamim odejdzie z tego świata.
***
Wieczorem wcisnęła się do sypialni Tae. Ta już spała, więc zamiast ją budzić, usiadła na podłodze obok, obserwując Taeyeon.
Była idealna w każdym calu. Można by było polemizować, jednak w świecie Hwang Tiffany była doskonała.
Piękne, czekoladowe oczy, mały, zadarty nosek, niewielkie, aczkolwiek pełne usta i platynowe włosy niejednokrotnie doprowadzały Miyoung do szybszego bicia serca, wywoływały uśmiech za każdym razem, gdy widziała Taeyeon...
- Taeyeonnie - wyszeptała, dotykając loków przyjaciółki. - Żyj dobrze. Nie płacz zbyt długo... obiecuję, że wrócę. Nawet, jeżeli nie jako Tiffany, wrócę, jako pierwszy śnieg. Wrócę do ciebie, bo cię kocham, Kim Taeyeon.
Zakochała się i doskonale o tym wiedziała. Łzy płynęły, chociaż tak bardzo chciała je powstrzymać.
Jedyne, co nie pozwalało na ich miłość, to jedna diagnoza.
***
- Stephanie! - krzyczała blondwłosa. - Co chcesz na śniadanie?
Taeyeon nie lubiła gotować, nawet jeśli była w tym całkiem dobra. Patrzenie z jakim apetytem młodsza je sprawiało jej więcej radości, niż można sobie wyobrazić.
- Tiffany?
Ponownie odpowiedziała jej cisza. Zaniepokojona, ruszyła w kierunku pokoju Miyoung, który był naprzeciwko jej własnego.
Zapukała dwukrotnie w hebanowe drzwi z małą tabliczką z napisem "Queen Tiffany". Gdy po chwili nic się nie stało, zmieszana Tae postanowiła wejść do pomieszczenia. Nie lubiła tego robić. Czuła się, jakby naruszała czyjąś prywatność.
- Śpisz?
Cały dyskomfort minął, gdy zastała idealnie pościelone łóżko, puste szafy i śnieżnobiałą kopertę na toaletce.
Z drżącym sercem podeszła do niej, chwytając w swoje drobne, jasne dłonie.
Droga Taeyeon!
To tak okropnie żałosne, że nie powiedziałam Ci tego w twarz... Tak źle mi z tym, że nie byłam w stanie spojrzeć na Ciebie i wyznać tak wielu rzeczy...
Wiesz... W dzień, w którym na Ciebie wpadłam, dowiedziałam się, że jestem chora. Pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie to to, że to koniec. Miałam ochotę umrzeć już teraz. Bo w końcu w jakim celu miałabym cierpieć przez rok, czekając na operację, która może się nie powieść?
Ale wtedy spotkałam Ciebie. Brzmi głupio, jak jakiś oklepany film romantyczny. Wiesz, główna bohaterka jest poważnie chora i spotyka na swojej drodze osobę, dzięki której nagle chce żyć.
Przepraszam, że piszę tak chaotycznie. Nie jestem w stanie zebrać myśli, obraz rozmazuje mi się przed oczami, tak bardzo chciałabym zostać...
Zanim poznałyśmy się, nie wiedziałam, że świat jest taki piękny. Nagle zaczęłam dostrzegać, że kwitną tu kwiaty, że niebo jest takie błękitne, że ptaki śpiewają tak radośnie...
Spoglądałam na Ciebie z niezwykle szybko bijącym sercem, tak bardzo mi się to podobało. Wszystkie chwile spędzone z Tobą były wspaniałe. To jak spotkanie kogoś, komu jest się przeznaczonym.
Wybacz mi, Taeyeon. Może nie powinnam, ale chciałabym złożyć Ci pewną obietnicę.
Wrócę, nie wiem kiedy, nie wiem w jakiej postaci, ale wrócę.
Znajdę Cię.
Przyjdę do Ciebie, niczym pierwszy śnieg.
Kocham Cię, Tae.
Stephanie
***
Nie było chłodniejszej zimy.
Wszystko niezwykle zimne. Nie padał śnieg, nie padał deszcz, nie było widać słońca, ani gwiazd.
Odkąd odeszła Tiffany, nie było niczego.
Pierwszy śnieg jeszcze nie spadł, chociaż był już późny styczeń.
Ulice jak zwykle były pełne ludzi, jednak Taeyeon zdawała się ich nie dostrzegać. Nie chciała. Czasami łudziła się, że w tłumie znajdzie Fany i wykrzyczy jej w twarz swoje uczucia, to, jak bardzo ją kocha, to, jak bardzo tęskniła, to jak bardzo się martwiła...
Wtedy, malutkie płatki śniegu zaczęły spadać z chmur, otulając platynowe warkocze Taeyeon. Zatrzymała się, a jej oczom ukazała się Stephanie Hwang we własnej osobie.
Z początku nie wierzyła, myślała, że to po prostu osoba do złudzenia podobna do niej.
W chwili, gdy stanęły naprzeciw siebie, w chwili, gdy zobaczyła w jej onyksowych oczach łzy, była pewna.
Tiffany wróciła.
- Znalazłam cię.
Nigdy nie zapomnę spoglądania na ciebie z szalejącym sercem
któregoś dnia znów się spotkamy, to będzie najszczęśliwszy dzień mojego życia
zjawię się przy tobie, niczym pierwszy śnieg