Dzisiaj, jak codziennie, wstałam o 6.15,
aby udać się do mojego liceum. Zawsze tak było, odkąd tylko pamiętam. Zawsze
wcześnie rano wstawałam, aby przygotować się, zjeść i zdążyć na lekcje. Tak
chyba wyglądało życie zwykłej, nastoletniej, kujonicowatej Koreanki. Ale, ale,
nie byłam „no life'm", co prawda, to prawda – lubiłam się uczyć, nawet
dobrze mi to wychodziło, miałam z tego satysfakcję, lecz miałam przyjaciół.
Byłam przewodniczącą klasy, więc większość (zdecydowana większość, według moich
obliczeń ok. 98%) mnie lubiła i szanowała. Ja także lubiłam moją klasę, więc
zawsze chętnie chodziłam do szkoły i pomagałam innym uczniom. Najbardziej
lubiłam w szkole lekcję chemii, języka koreańskiego, biologii, angielskiego
oraz socjologii. Jak większość nastolatek oraz nastolatków nie nawiedziłam
matematyki. Po prostu to czyste zło – zawsze, jak mam się jej uczyć,
zastanawiam się, jak ludziom musiało się nudzić, że stworzyli potęgi,
pierwiastki (nie, nie mowa tu o chemicznych), sinusy, cosinusy i inne pierdoły.
Na samą myśl o matematyce, westchnęłam. Boże, już od samego rana torturuję się
własnymi myślami. Umyłam się, zjadłam śniadanie, ubrałam i ruszyłam do szkoły
słuchając muzyki Super Junior. Po około 10 minutach byłam na miejscu. Udałam
się do gabinetu 202, gdzie miała się właśnie odbyć pierwsza lekcja – matematyka
z panią Lee, naszą wychowawczynią. Była to niska i drobna kobieta, pół Japonka,
pół Koreanka. Miała małe czarne oczy, a na nosie okrągłe okulary w odcieniu
morskiej zieleni. Pod klasą stał już Heo SangJin, mój zastępca. Rozmawiał
właśnie z Kim LeeHee, uśmiechał się do niej, ale czy to dziwne? Nie, byli parą
od kilku miesięcy. W grupce stało jeszcze kilku innych chłopaków, którzy
grzecznie się ze mną przywitali.
- Annyeong Noona! – ukłonił się klasowy manknae,
Jeon JeongGuk. Rozpostarł ręce, aby mnie przytulić, po czym przywarł do mnie.
Był wyższy o około 12
centymetrów . Sięgałam mu ledwie do brody... - A gdzie
JiMin hyung? – spytał o mojego brata bliźniaka
- Aish... pewnie jeszcze śpi. –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jiminnie miał w zwyczaju spać do późna, a
potem biec do szkoły. Nagle poczułam czyjeś ręce na moich oczach. Nie były to
damskie dłonie, były zbyt duże, a poza tym wokół pachniały męskie perfumy. Już
wiedziałam kto to.
- Hmm... JungHong? – droczyłam się. –
Donsaeng, przestań.
- Heh, masz mnie... skąd wiedziałaś, że to
ja? – spytał zaskoczony.
- Bo tylko ty i JeongGuk macie takie
pomysły. A on zaś stoi tuż obok. Prosta dedukcja. – rzuciłam miękko. Oboje
zrobili miny jakbym zaczęła mówić po łacinie (a nie umiem!). Zaśmiałam się
cicho. – Dedukcja, czyli rozumowanie, tok myślenia, coś na wzór wykreślani
umysłowej. – wyjaśniłam. Chłopcy zrobili wielkie „Aaaaaa" i odeszli żywo
dyskutując o nowo poznanym pojęciu. Postanowiłam pójść do damskiej części
klasy. Zagadnęłam kilka dziewczyn, jednak nie mogłam znaleźć mojej najlepszej
przyjaciółki, Choi SooYoung. Cóż, ona czasem tez się spóźniała. Jest to
Koreanka nieprzeciętnej urody, a wręcz unikatowej. Ma ciemnobrązowe włosy i
czarne oczy, o wiele większe, niż normalna Azjatka. Cechowała ją skrytość i
niepewność siebie. Była siostrą JungHona, tak jak ja, bliźniaczą. Nie lubiła
poznawać nowych ludzi, ale w tej klasie bardzo dobrze się odnalazła. Zresztą,
ciężko jej się dziwić – wszyscy byli bardzo mili i się lubili. W zamyśleniu
usłyszałam moje imię.
- HyeRi-yah! – krzyknęła moja zguba,
SooYoung. – Annyeong Unnie! – natychmiast mnie przytuliła. Była dla mnie jak
siostra. Kocham ją całym sercem.
- SooYoung, annyeong. Nauczyłaś się na
lekcje? Odrobiłaś zadanie domowe? – zaczęłam zadawać standardowe pytania. –
Zjadłaś śniadanie? – dziewczyna grzecznie potakiwała głową. Zawsze bawił mnie
jej szacunek do mnie. W ogóle bawiło mnie to, że mam w klasie taki autorytet.
Czy to dlatego, że jak noszę okulary wyglądam na mądrą? Rozmawiałyśmy jeszcze
chwilę, poszłam z nią do reszty kasy, aby dopytać, czy wszystko w porządku.
Miałam taki nawyk, po prostu zawsze martwiłam się o innych. Czekałam tylko na
SongMin, moją... koleżankę? Chyba tak to można nazwać. Kiedyś ja, SongMin i
SooYoung byłyśmy bardzo zżyte, ale pokłóciłyśmy się w 3 gimnazjum. Dalej
pomagałam SongMin, nie chciałam jej krzywdzić, lecz nie przyjaźniłyśmy się już.
Ta dziewczyna notorycznie się spóźniała. Mieszkała po prostu zbyt blisko szkoły
(gdy mieszka się niedaleko, nie spieszy się i jest się spóźnionym, wiem co
mówię!). Za 5 minut dzwonek, a jej dalej nie ma. No trudno. Ale brakowało mi
jeszcze kogoś – Kim Namjoon – jeden z popularnych w naszej szkole chłopców. Nie
był żadnym flower boy, ale na swój sposób można go by nazwać uroczym.
Interesował się rapem i muzyką. Był BARDZO wysoki – miał metr osiemdziesiąt.
Jest to osoba bardzo tajemnicza, jeśli chodzi o kontakty ze mną. Mało się
odzywał, można powiedzieć, że wręcz lakonicznie. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek,
oznajmiający koniec przerwy, a początek pierwszej lekcji.
Po matematyce, na której nie pojawił się
Namjoon, nastąpiła moja ukochana lekcja chemii. Mieliśmy test, więc chciałam
się jeszcze douczyć, poprzez przeczytanie całego działu ponownie. Niestety, nie
dane mi było tego zrobić. SooYoung podbiegła do mnie ponownie i zaczęła
panikować, bo Jimin nie przyszedł. Zaśmiałam się cicho. Doskonale wiedziałam,
dlaczego o niego pyta. Chyba nie trudno się domyślić, prawda? Odkochiwała się w
moim bracie odkąd pamiętam – znałyśmy się od podstawówki, wtedy uważała, że
Jiminnie jest uroczy i wygląda jak kwiatek.
-...A co jak mu się coś stało? Unnie, zrób
coś! Proszę! – rozbawiona sięgnęłam do plecaka po telefon. Wybrałam numer
ChimChim'a. Pierwszy, drugi, trzeci sygnał... odebrał dopiero za czwartym. Cóż,
lepsze to niż nic.
- Tak, HyeRi-yah? – spytał wręcz
przestraszony. Zawsze mówił takim tonem, gdy coś zrobił. Zaśmiałam się.
- Nic, Jimin, jesteś spóźniony. Nie było
cię na matematyce. Soo... - dostałam kuksańca w ramię, nim dodałam „Young"
– Znaczy ja się martwiłam, no i pani Lee o ciebie pytała. To nie pierwszy raz
jak nie ma cię na matematyce. Gdzie w ogóle jesteś? – spytałam
- W domu, będę na biologię. – czyli nie
przyjdzie też na chemię.
- Nie nauczyłeś się, prawda? – rzuciłam
miękko, to nie jego pierwszy raz, jak już wspominałam. – Boże, Jimin... i co
tym razem mam powiedzieć? Że byłeś na szczepieniu przeciw wściekliźnie i
lenistwu? Panna YeonHee ci nie daruje. – nasza chemiczka była bardzo ostra i
przestrzegała reguł. Miała co prawda dopiero 30 lat, ale już była znana jako
jedna z najbardziej restrykcyjna i surowa. Ja miałam z nią dobre kontakty,
byłam dobra z chemii, więc mnie lubiła. Westchnęłam.
- Why you so mean? – zapytał po
„angielsku". Oczywiście skopał swoją wypowiedź brakiem czasownika w
pytaniu.
- Jak chciałeś mi tu zabłysnąć, trzeba
było się brokatem posypać. – kochałam go tyrać. Na samą myśl, jak właśnie
wygląda, chciało mi się śmiać. – A tak na serio, jak chciałeś mi się popisać,
mogłeś tu przyjść i stawić czoła szkole. Jak prawdziwy mężczyzna, a nie jakiś
delikatny, strachliwy „flower boy". – zakpiłam. Usłyszałam tylko oburzony
jęk Jiminnie'go i przerwanie połączenia. Postanowiłam, że wyślę mu SMS'a. Był jednak
szybszy.
Od: Jimin ☺
Jestem za 10 minut. Wymyśl mi ściągi i
wymówkę. /J
Prychnęłam. Cóż za zabawny człowiek.
Trafiłam w czuły punkt – jego męskość. Nie był gejem, ani nic, ale był flower
boy. Lubiłam mu tym dokuczać.
- Um... Unnie? Co z Jimin'em? – zapytała
SooYoung. Zapomniałam, że tu stoi.
- Będzie za 10 minut. – uśmiechnęłam się
krzywo. – Idziemy do chłopaków? Muszę coś ogłosić klasie.
Jak
powiedziałam, tak zrobiłam. Udałyśmy się do reszty. W zasadzie chciałam tylko
sprawdzić, czy Namjoon już przeszedł. Ten typ zaczynał mnie denerwować. Gdy go
nie było, stresowałam się, a gdy przychodził, sprawiał, że czułam się jakoś
dziwnie, tak... tak jakbym doznawała szoku elektrycznego. Irytowało mnie to, bo
przez to zmieniały się moje emocje. . Nie lubię się zakochiwać, stawiać kogoś
na pierwszym miejscu. Już tak zrobiłam, przypłaciłam to przepłakanymi nocami i
złamanym sercem.
Jak
zwykle szłam do SooYoung, musiałam z nią porozmawiać. Przez lekcję o przemocy i
nienawiści między rówieśnikami zachciało mi się płakać, bo jeszcze kilka lat
temu, to byłam ja. Nikt mnie nigdy nie lubił. Bo byłam inna, dużo mówiłam, dużo
myślałam i nauczyciele mnie lubili. Nie mogłam o tym rozmawiać z SongMinnie, bo
ona by nie zrozumiała, nie pamiętała tego, a poza tym, wszyscy ją zawsze lubili
– była piękna, szczupła, miła i utalentowana w wielu dziedzinach. Natomiast
mnie i SooYoung łączyło (między innymi) właśnie to, że byłyśmy ofiarami
przemocy. Ale SongMin i kilkoro innych osób podążało za mną. Gdy znalazłam
SooYou, poprosiłam, aby reszta odeszła.
-
SongMinnie, Haise, MinJi, idźcie sobie, chcę pogadać z SooYoung sama. – i
odeszłyśmy.
Niby
nic takiego, ale jednak to, co miało miejsce dalej mnie przerosło. Ile razy
ktoś, za kim wskoczyliście by do ognia powiedział coś, co was tak zraniło, ze
nie umieliście o tym zapomnieć? Nie tylko czyny, ale i słowa mają wielką moc,
dlatego od tamtej chwili bardziej zważam na to co mówię.
Gdy
skończyłyśmy rozmowę wróciłam na historię. Dzieliłam ławkę z moją przyjaciółką,
ale ona zachowywała się dziwnie.
-
Um... jesteś na mnie zła?- spytałam niepewnie. Miewała napady złości, ale jak
to mówią, kobieta zmienną jest. – Wszystko w porządku?
-
Nie, nic nie jest w porządku! – krzyknęła na mnie. – Tak, jestem na ciebie zła,
i to bardzo!
-
Dobrze, porozmawiamy, jak się uspokoisz. – do takich sytuacji przywykłam, on
zawsze taka była. Nie będę się tym przejmować.
Wtedy jeszcze nie
wiedziałam, co się szykuje, nie przejęłam się zbytnio. Skupiłam się na
kolejnej, nudnej lekcji historii z panem Kim. Ale to, co stało się potem,
przerosło mnie.
-
Nie zrozumiałabyś. – wyjaśniłam spokojnie dziewczynie. – Miałaś idealne życie
rówieśnicze. Kochano cię. A powinnaś pamiętać, wiesz? To ty zawsze ze mną byłaś
i mnie broniłaś. – dalej mówiłam bardzo spokojnie. I chłodno. Byle by się nie
rozpłakać. Nie tutaj. Nie po to tyle to ćwiczyłam, aby to zaprzepaścić.
-
Och, tak? Jeśli nikt w szkole cię nie lubił, trzeba było się zmienić, Hyeri. To
był jakiś sygnał! „Halo, nikt mnie nie lubi, muszę zrobić wszystko, aby im
podpasować!” – znów krzyknęła wściekle, a potem do jej oczy napłynęły łzy.
-
Właśnie nie, SongMin,nie sztuką jest się zmieniać pod presją otoczenia, lecz
mieć odwagę być sobą, iść pod prąd. Najwyraźniej tobie tego brakuje. –
odrzekłam ze stoickim spokojem, dziewczyna ponownie krzyczała, ale ja wyszłam z
szatni w-f. Miałam dość. To mnie cholernie zraniło.
Do dziś męczą mnie jej słowa. Nie umiem o
tym zapomnieć. A Namjoon tylko mi o tym przypominał - bałam się, że jeśli się
zaangażuję, będę tego żałować i znów płakać. A mam dość łez. Szybko odgoniłam
wspomnienia, zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Jimina. Ale nie był sam - był
ze swoim przyjacielem - Namjoonem, który mi się przyglądał. Mam się bać..?
Oto pierwszy rozdział? I jak?
Akame
To jest tak dobrze napisane, że aż się zastanawiam czemu na Twoim blogu jest tak mało komentarzy... :/ Naprawdę rób dalej co robisz, bo to się nazywa talent ^^
OdpowiedzUsuńDopiero teraz to znalazłam *^*
OdpowiedzUsuńTo jest świeeetne! Lecę czytać wszystko dalej! <3