poniedziałek, 16 stycznia 2017

Wait, what? vol. 12

     Moja świadomość powoli przygotowywała mnie do otworzenia oczu. Niechętnie uchyliłam powieki, a nanosekundę później poranne słońce brutalnie mie poraziło. Dlaczego ja tyle piłam, chryste... Zawsze, gdy przychodziło do alkoholu, nie miałam umiaru. Nie zdziwię się, jak kiedyś przez to coś się stanie. Ach, już się stało! Nie jestem nawet w swoim pokoju!
     Porzuciłam rozmyślania, kiedy poczułam, że coś oplata mnie w talii. Na poduszcze były pukle pięknie pachnących, rudych loków... Problem w tym, że ja byłam szatynką...
     Pech chciał, że włosy zakrywały też twarz właścicielki, a ja nie wiedziałam, kim ona mogłaby być.
     Chwyciłam delikatnie jeden z jej loczków, odsłaniając niemalże anielskie oblicze. Jasna karnacja, mały nosek, zarumienione lica, pełne usta...
     Była przepiękna i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ją znam. Wtedy wszystko zaczęło powoli świtać i łączyć się w całość.
     Desperacja. Pieniądze. Wyjazd. Soju. Roseanne. Ja.
      Jakby ktoś zrobił mi teraz zdjęcie, wyglądałabym przekomicznie. Ta piękna dziewczyna to moja Rosie.
     Jak w tandetnych filmach z Hollywood, Rose zaczęła się budzić, a ja nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Powoli uchwaliła swoje powieki, a na jej ustach zagościł przepiękny uśmiech. Wpatrywałyśmy się w siebie, a mnie naszła ochota, aby ją pocałować.
     Zbliżyłam się do niej, patrząc na jej usta, a ona wpiła się w moje zachłannie. Chyba czas na powtórkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz