Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj.
Padał delikatny deszcz, z drzew opadły już prawie wszystkie liście. Wyszłyśmy z zakupów i wspólnego obiadu takie szczęśliwe. Z wdzięcznością słuchałam twojego śmiechu, ciesząc się jak głupia, że cię mam.
Wtedy, zerwał się wiatr, a mżawka przerodziła się w ulewę. Złapałaś mnie za rękę i zaczęłyśmy biec w kierunku najbliższego schronienia. Gdy już nad naszymi głowami był dach jednej z herbaciarni, uśmiechałaś się do mnie promiennie, zupełnie ignorując to, że twoja fryzura legnie w gruzach. Spojrzałaś na mnie, a ten cudowny, piękny uśmiech zniknął. Zmartwiłam się, bo czy coś się stało? Zrobiłam coś nie tak?
Wciąż trzymałaś mnie za rękę. Twoje palce były splecione z moimi... To było jak spełnienie marzeń, przez tę krótką chwilę nie pamiętałam o niczym, co sprawiało mi przykrość, byłam tak blisko ciebie, moje serce wystukiwało nierówny rytm. Zabrałaś dłoń, aby następnie zdjąć swój wełniany, gruby szalik. Nachyliłaś się, żeby wziąć mój kaptur, po czym założyłaś mi go na głowę, a następnie „uszczelniłaś" wszystko swoją własnością.
Ponownie złapałaś mnie za rękę, a ja ponownie nie wiedziałam, co się dzieje. Wszystko było takie dziwne, nierealne. Ty ruszyłaś, ale ja stałam w miejscu. Po raz kolejny dzisiaj obdarowałaś mnie tym niesamowitym uśmiechem. Twój delikatny głos odbijał się w moich uszach niczym melodia, którą uwielbiałam słuchać.
- Chodź, jest już późno – powiedziałaś, ale ja nie chciałam wracać. Tak bardzo chciałam być z tobą jeszcze chwilę dłużej, nawet, jeśli jutro też się zobaczymy. Wiesz, tobą nie da się nacieszyć, bo czy narkoman kiedykolwiek nacieszył się heroiną?
- Nie chcę, Bomi. Postójmy tu jeszcze chwilę – poprosiłam.
- W takim razie, poczekaj – przechyliłaś głowę w bok – Kupię nam trochę herbaty.
Zniknęłaś, wchodząc do pełnej ludzi herbaciarni. Znowu zostałam sama ze swoimi myślami. Wiedziałam, że muszę odejść, ale... chciałam zostać? Czy to wystarczająca wymówka? Po prostu nie potrafiłam. Westchnęłam wtedy tak żałośnie, że nawet kamień by się zlitował. Wtedy też, podjęłam decyzję.
Najpierw, w osłupieniu swoją śmiałością, moje kroki były niepewne i miałam ochotę zawrócić, ale nie mogłam. W końcu to zraniłoby cię jeszcze bardziej. Mój chód zamienił się w trucht, a następnie w desperacki bieg. Zostawiłam cię, a ty wyszłaś z herbatą dla mnie.
*
Każdego dnia zastanawiałam się, jak się masz. Nie mogłam podejść ani zapytać wprost, więc byłam skazana na rosnące wyrzuty sumienia. Bałam się, że czekasz, że tęsknisz tak, jak ja...
Żałowałam tego najbardziej na świecie. Doszło to do mnie, gdy zobaczyłam cię z jaśminową herbatą w ręku, chociaż tak bardzo jej nienawidziłaś. Narastała we mnie chęć podbiegnięcia i przytulenia cię, ale miałam związane ręce. Nie mogłam zrobić nic, poza oglądaniem twojej strapionej twarzy.
Zniknął blask, który kiedyś roztaczałaś, gdziekolwiek byś nie poszła. Twoje oczy były zamglone, w niczym nie przypominały dawnych iskierek. Zamiast uroczego aegyo sal, były zielono-purpurowe zasinienia. Twarz ci pożółkła, rumieńce zniknęły. Taki widok tylko potęgował moją bezsilność.
Zaczęłaś płakać, a ja razem z tobą. Czułam się tak winna, że ciężko było mi oddychać.
Wtedy, w mojej głowie pojawiła się jedna myśl: poczekaj, Eunji, daj jej czas.
*
W grudniu, gdy śnieg delikatnie prószył, zamówiłam dwie herbaty: jaśminową i karmelową, twoją ulubioną. Siedziałam na ławce, na której widywałam ciebie.
Czy czekałam? Nie wiem. Po prostu piłam, delektując się jej ciepłem i mrozem wszechobecnym dzisiaj na dworze. Smakowała wspaniale, jak zawsze. Mimo to, nie była w stanie zrekompensować mojego odejścia od ciebie.
Byłam taka zła. W końcu nie powiedziałam ci, kim dla mnie jesteś.
- Eunji? – usłyszałam zachrypnięty głos, który sprawił, że moje ręce zaczęły się trząść – To naprawdę ty?
Pamiętam niepewność, którą czułam. Co zrobić...?
Przejęłaś inicjatywę. Ukucnęłaś naprzeciwko mnie, ze łzami w oczach patrząc na mnie. Twoje dłonie objęły moje, wciąż drżące w swoje.
- To naprawdę ty – wyszeptałaś, a ja zaczęłam płakać razem tobą.
- Bomi, tak bardzo przepraszam – wyłkałam – Nie powinnam była...
Myślałam, że odejdziesz, wyzwiesz mnie od najgorszych i odejdziesz na dobre, a ja stracę cię bezpowrotnie. Tak się jednak nie stało. Chwyciłaś mnie za czerwony szalik, podarowany mi przed paroma miesiącami i przyciągnęłaś do siebie, złączając nasze usta razem. Najpierw tylko się stykały, a potem wzajemnie muskałyśmy swoje wargi. Wszystko było takie niewiarygodne.
Moje policzki stawały się coraz bardziej czerwone, a mimo to, ty nie przestawałaś. Dalej mnie całowałaś, jakbyś chciała mnie zatrzymać, nie ważne, co miałoby się stać. Gdy już się odsunęłaś, patrzyłaś w moje oczy z uczuciami, których po dziś dzień nie potrafię opisać.
- Nie odchodź ode mnie nigdy więcej, Jung Eunji – wyśliłaś się na uśmiech – Jesteś całym moim światem, a twoje odejście było jak picie tej okropnej herbaty jaśminowej.
Oto mój pierwszy one shot yuri.
Dlaczego Bomi x Eunji?
Nie wiem.
Na razie, w dalszym ciągu nie wracam, bo coraz częściej uważam, że nie umiem pisać :))
Nie ważne, napiszcie, czy się podoba.
Inspiracją była piosenka KIXS - Regret, polecam bardzo ciepło.
Proszę o wyrozumiałość :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz