czwartek, 29 grudnia 2016

Wait, what? vol. 10

     Prowadziłam to głupie auto, jak nienormalna. Chaotycznie przełączałam biegi, o mało co nie spowodowałam stłuczki. A to wszystko przez Jennie Kim.
     Nie wiem dlaczego nie zadzwoniła wcześniej, przyjechałabym po nią, miło spędziłybyśmy dzień, ale nie! Jenn musiała się napić.
     Ma dziewczyna szczęście, bo wiem, gdzie to jest. Podają tam najlepsze na świecie kimchi, które uwielbiam.
     Nie wiem, jak, ale udało mi się tam w końcu dojechać, chociaż droga dłużyła się niemiłosiernie. W końcu jednak wpadłam do baru, potrącając Sowon, jedną z atrakcyjniejszych tutaj kelnerek. Przeprosiłam ją, aby następnie kontynuować poszukiwania Jennie.
     Siedziała na środku lokalu, z nosem w misce wody. Głupia dziewczynka. Czym prędzej podeszłam, chwytając ją za ramiona.
     - Jennie - mruknęłam, a ona spojrzała na mnie z fascynacją.
     - O Boże, Rosie - powiedziała, po czym zakryła twarz dłońmi i zaśmiała się. - O jejku, patrzcie, moja internetowa miłość!
     - Jenn!
     Nie chodzi o to, że się jej wstydziłam, czy coś. Po prostu robiła z siebie idiotkę. 
     - No, chodź Jennie. Starczy tego freak show - rzuciłam, kładąc jej dłonie na talii. Podniosłam ją z tego cholernego krzesła, a sama wyrzuciłam z kieszeni jakieś trzydzieści tysięcy wonów.
     Jeśli myślałam, że ciężko będzie znaleźć dziewczynę, byłam naiwna. Ciężko było zawlec ją do samochodu. Gdy już się obok niego znalazłyśmy, ona zrobiła się jakaś hiperaktywna.
     - Rose, weź mnie w tym cudeńku - powiedziała "uwodzicielskim" tonem.
     - Ty już nigdy nie będziesz pić, moja panno.
     Robiłam wszystko, co w mojej mocy. Naprawdę wszystko. Ale kiedy złapała mnie za rękę, a sama oparła się o boczną szybę bordowego gruchota, coś we mnie pękło.
     Zbliżyła mnie do siebie, aby następnie złączyć nasze wargi w chaotycznym, niedbałym pocałunku. Jej wargi wpasowały się w moje, muskały je delikatnie. Alkohol, który wypiła uderzył we mnie. Moje dłonie powędrowały na jej szyję, a ona skierowała swoje na moje pośladki.
     Nie ważnym było, że ludzie patrzyli. Ważne było, że smakowała tak cholernie dobrze, a mi ani widziało się przestawać.
Rozdziały będą raczej krótkie, ale to nie koniec mini-maratonu. Czekajcie, nocne duszyczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz